piątek, 13 lutego 2015

ZAWIESZENIE

Miałam nie dawać wyjaśnień ale jednak coś napiszę...Myślałam, że jednak będę pisała dalej to opowiadanie, że mam w dupie nieprzyjemne komentarze, prywatne wiadomości na pocztę i na aska.. myślałam, że mnie to nie rusza ale był jeden defekt... czytałam to pojedynczo, kilka dni temu jak nie tydzień zdecydowałam się przeczytać to na raz i wiecie co?Macie racje - nie nadaję się. A co było najgorsze? Że zaczęłam w to wierzyć .. nie umiem pisać.. brakuje mi lat nauki języka polskiego ... to całe opowiadanie jest złe. Źle zrobione... Bardzo Was przepraszam .. wiem, że wielu osobom się podobało i chciało by kontynuacje...Przepraszam! Ale wrócę na niego... nie zacznę od prologu.. zacznę od ostatniego rozdziału pisać lepiej, żeby Wam się podobało...Jeżeli ktoś by naprawdę chciał mogę mu wysłać trzy następne rozdziały z wersji roboczych, nie opublikuję ich w tym czasie ... może kiedyś. I jakbym miała je już komuś podesłać, to nie życzę sobie, żeby fruwały po internecie ... znajomym można pokazać, jeżeli się znacie..Zaczęłam innego bloga i staram się z całego serca, aby nie było tak jak tu.. Przepraszam !!!

środa, 4 lutego 2015

ROZDZIAŁ XXIII "MROCZNY ZNAK"

- Powinniśmy już iść. Profesor Snape na pewno nie będzie zadowolony gdy przyjdziemy za późno  - powiedział Draco Malfoy. 
Potter przeniósł na niego wzrok. Za godzinę... Będzie tam stał. Zabije. Wstąpi w szeregi jednego z trzech najpotężniejszych czarodziej na świecie, którzy jeszcze żyją.
- Masz rację, chodźmy. Ym.. tylko się przebiorę. - odparł i podszedł do swojej szafy. Blondyn przyglądał mu się z uwagą. Czarny zaczął przebierać w ubraniach. Po chwili na łóżko położył czarną koszulę z srebrnymi guzikami, tego samego koloru rurki, nie obcisłe lecz dobrze dopasowane. Buty.. tak buty. Kiedy ostatnio był w Hogsmeade, kupił tam tak zwane glany. Wysokie, czarne, okute metalowym sprzączkami i ćwiekami z czarnymi, grubymi sznurówkami. 







Wyzwaniem było dla niego je ubrać, mając na myśli ilość czasu. 
- Dziwne buty ... - powiedział pod nosem Dracon, co drugi usłyszał i podniósł w uśmiechu prawy kącik ust.
- Glany...  - odparł po chwili - dobra jestem gotowy chodźmy.
Oboje wyszli ze swojego pokoju i udali się korytarzem który prowadził do pokoju pokoju wspólnego.  W nim roiło się od Ślizgonów z szóstego i siódmego roku. 
Na zegarze była godzina 23:20.
- Dracooo... - usłyszeli za sobą głos Theodora - gdzie idziecie? O Harry, masz glany? 
Potter kiwnął głową. 
- Domyśl się gdzie możemy iść o tej godzinie czyż to nie jest oczywiste. - powiedział sarkastycznie blondyn. Bardziej było to przyjaźnie niż wrogo. Z Theo przyjaźnił się zanim jeszcze przybył do szkoły. Jego rodzice ze względu na status Śmierciożerców często  się ze sobą spotykali w sprawach zadań jakie wyznaczał im Czarny Pan.
- Idziecie.. Ah.. Do NIEGO? - dał nacisk na ostatnie słowo, obaj kiwnęli głową - Harry, ty prawda?  
Potter odpowiedział, że tak na co Nott życzył mu powodzenia i uściskał przyjaźnie. Wszystko obserwowali Zabini i Pansy, którzy od razu zaczęli wypytywać i było to kolejnym powodem do plotkowania pośród niedoinformowanych. W końcu nadzieja czarodziejskiego świata, jednym ze śmierciożerców, morderców. Byli zdziwieni na początku lecz zrozumieli wszystko po dłuższych tłumaczeniach starszych i już nic nie mówili.
Przemierzali lochy, w których jak zawsze nikogo nie było, jedynie postacie na obrazach się poruszały. Wbrew pozorom w kątach nie było pajęczyn ani kurzu, było czysto. Bardzo czysto. Mieszkańcy tego domu musieli naprawdę dbać o porządek.
Stali pod salą od eliksirów profesora Snape'a. Dla niektórych było to nieco dziwne, w końcu 
 w tym roku uczył Obrony Przed Czarną Magią, a to pomieszczenie dalej należało do niego.
Nikt nie wnikał.
Czarny zapukał, a blondyn energicznie po tym otworzył drzwi wpychając do nich Pottera. 
W środku panował półmrok. Jedynie świece powieszone na ścianach oświetlały całe pomieszczenie. Wszędzie  było pełno fiolek, eliksirów, ksiąg i innych ciekawych rzeczy.
Draco złapał drugiego w pasie i lekko pocałował, po czym dał mu znak głową aby poszedł za nim. Przeszli przez jeden z obrazów i szli bardzo wąskimi, schodami w dół. 
- Gdzie my idziemy? - spytał Harry.
- Idziemy do kwater, jeżeli tak to mogę nazwać, profesora Snape'a - odparł przyjaźnie.
Dalej szli w milczeniu. "Jak mu się chcę tędy ciągle przełazić... Może on naprawdę jest nietoperzem?" - czarny zaśmiał się cicho pod nosem.
Nareszcie dotarli do wielkiego pokoju... nie różnił się dużo od tego w którym przebywali Ślizgoni... co prawda był cztery razy mniejszy ale bardzo podobny. Na ścianach również były obrazy, lampy na łańcuchach, fotele, sofa, kominek. Po lewej stronie były jedne drzwi prawdopodobnie prowadzące do sypialni.
"Skromnie"  - przemknęło przed myśl chłopaka, który nigdy tutaj nie był.
- Profesorze, jesteśmy! - krzyknął Draco, gdyż Severusa nie było w głównym pomieszczeniu.
Po chwili przed wcześniej wspominane drzwi, wszedł mężczyzna o czarnych, włosach, które sprawiały wrażenie w ogóle nie mytych. Był ubrany jak typowy śmierciożerca. Jedynie nie miał maski, ewidentnie miał ją w kieszeniach czarnej szaty.
- To dobrze, że nie musiałem czekać. Malfoy, twoja ciotka podesłała ci szatę, idź i przebierz się w nią, a ty Potter dostaniesz swoją jak podołasz zadaniu. Blondyn wziął ją i przeszedł przez drzwi prowadzące do sypialni.
Dwaj mężczyźni stali w ciszy. Nigdy nie mieli okazji... rozmawiać. Ani przebywać w jednym pokoju na osobności, chyba, że szlabany się liczą.
- Po której stronie... pan jest? - wypalił nagle Harry. 
- Nie pow... - zaczął ale urwał  "Nie możesz go do siebie zniechęcać! Pamiętasz?! - odezwał się cichy głosik w jego głowie, którego on musiał się trzymać.      
  - Jestem po twojej stronie, może i nie jesteś przykładem naśladowań i nie ważne czy staniesz po jasnej czy po ciemnej stronie... 
Pottera zatkało, nie spodziewał tego.. takiej odpowiedzi.. nie po nim, nie po tym człowieku, który od pierwszego dnia szkoły, nawet gdy nie został jeszcze przydzielony - nienawidził go. Nie miał nic sensu. Czarny przysiągł sobie, że gdy tylko nadarzy się okazja porozmawia z tym człowiekiem... nic nie składało się w całość.  Nic.  I to mu przeszkadzało. Nie mógł jak poskładać faktów i dojść do jakiegokolwiek wyjścia. 
Kiwnął tylko głową i już nic nie mówił gdyż  Draco już przyszedł przebrany lecz bez maski - trzymał ją w ręce.
- Złapcie się mnie i.. - przerwał - .. nieistotne.
Zrobili tak jak im kazał.
 Po chwili ten, który miał zostać naznaczony... zaczął nagle znikać... i... później zaczął się kręcić i zamienił się w czarną mgłę ... to było ... coś nowego.. uczucie tego było.. przyjemne(?). Leciał szybko. Nie tak jak za pierwszym razem, gdy teleportował się z Voldemortem do jego siedziby. To było coś innego. Lepszego. Nie miał czasu na głębsze rozmyślanie gdyż od razu znaleźli się przed siedzibą Czarnego Pana.










 Przy metalowej bramie, stała Bellatrix Lestrange. Harry dalej miał do niej urazę, że zabiła Syriusza, uciekła śmiejąc się" Zabiłam Syriusza Blacka!", brunet starał się jej w pewnym sensie przebaczyć, oczywiście nigdy nie będę jakimiś best friends czy coś ale gdy są po jednej stronie barykady będzie musiał się z nią dogadywać.
Nikt nic nie powiedział, nawet ona. Jedyne odgłosy to stuk obcasów ich budów. Najgłośniejsze wydawały Śmierciożerczyni, która ich prowadziła i ciężkie buty Bliznowatego.
Weszli do środka, pierwszym pomieszczeniem od wejścia było miejsce gdzie wszystko się odbywało, tam miał zostać naznaczony. Była tam liczna grupa innych "sługusów" Riddle'a.
Każdy przyglądał mu się z zaciekawieniem. Dosłownie - każdy. Nie było wyjątku. Na środku pokoju znajdował się tron - jeżeli to była dobra nazwa. Typowo królewski. Jeden olbrzymi, 
a po bokach dwa mniejsze. Na najwyższym siedział ON. Tom Marvolo Riddle, Ten którego imienia nie wolno wymawiać, Sam-Wiesz-Kto, Czarny Pan, Lord Voldemort. Uśmiechnął się chytrze i wstał. Nakazał gestem ręki, aby wszyscy zamilkli.
- Harry Potter... podejdź - ten spojrzał na swojego chłopaka, który kiwnął głową i założył swoją maskę by następnie zniknąć w licznym tłumie.
Podszedł powoli to niego.
- Harry Potter - powtórzył - rozmawialiśmy wcześniej i mam nadzieję, że Dracon wszystko ci powiedział.
- Tak ... poinformował mnie - odparł, a z jego głosu nie dało się nic wyczytać, czysta obojętność, dobrze zamaskowane uczucia.
- To dobrze... czyli wiesz co cię czeka, najpierw musisz złożyć przysięgę, że mnie nie zdradzisz i będziesz wierny mnie ale też innym oraz chciałbym ci złożyć jedną propozycję - na pewno bardzo korzystną. Brzmi ona - zostaniesz moją prawą ręką? Nie wiem czy wiesz ale jesteś moim horkruksem.. czyli, że masz w sobie cząstkę mojej duszy, trudno mi było dojść do tego faktu lecz tak jest. Jeżeli inne zostaną zniszczone, ja zginę i muszę je chronić.  Więc, zgadzasz się? 
Po sali rozniosły się szepty. Nikt nie wiedział o planach ich pana. Jedynie Bellatrix  Severus i praktycznie cały wewnętrzny krąg. Potter intensywnie myślał.
 "Byc prawą ręką Voldemorta? Nie powiem kusząca propozycja.. ale czy dam radę? Co miałbym robić. Mam jedną szansę, nie mogę zmienić późnej zdania... "
- Zgadzam się...
Na twarzy tego najwyższego pojawił się przebiegły uśmiech.
- Świetnie, a teraz zadanie dla ciebie. Scott! Wprowadź ich. Zza innych drzwi wyszedł 
wielki mężczyzna, ciągnący na sznurze... dzieci. Miał zabić dzieci. Na oko mogły mieć nie więcej  niż osiem lat. Ale on wiedział, ten go testuje. Czy da radę i czy zabije najbardziej niewinnych, dziewczynkę i chłopca. Wszyscy przyglądali mu się z uwagą lecz nie większą jak ten który miał go naznaczyć On z największą. Czy zaufa Potterowi.. z tym wiązało się zabicie właśnie tych osóbek. 
Czarny stał przez chwilę. Dzieci płakały i patrzyły na niego, błagały go by tego  nie robił. Wmawiały mu, że jest dobry. Dzieci czarodziejów. Wiedziały kim jest. 
Ten nie zrobił nic, do czasu.. wyciągnął różdżkę z tylnej kieszeni swoich spodni i wycelował nią
 w małe, skomlące istoty.
Zacisnął pieść lewej ręki i powiedział:
- Avada Kedavra! - z jego różdżki wyleciał zielony płomień, początkowo mający na celu zabić jedną osobę. On myślał wtedy o tych dwóch, Błysk rozszczepił się na dwa sznury światła i trafił w serca dzieci. Wszyscy stali oniemiali. Można było usłyszeć szepty "Jak  to zrobił?", "Przecież to niemożliwe.." 
Sam Lord parzył zdziwiony. Tak.. Harry Potter był na prawdę potężnym czarodziejem
 lecz z tego co teraz zobaczył, musiał on dłuższy czas praktykować czarną magię. To było by wręcz nie możliwie gdyby tego nie robił. Co prawda, Tom kiedyś też stosował tej metody zabijania Avadą lecz pochłaniało to zbyt dużo jego mocy i zaprzestał temu, a ten chłopak  tak po protu rzucił jedno zaklęcie i nawet nie mrugnął. 
Riddle uśmiechnął się cynicznie pod nosem
- Gratulacje, Scott, zabierz stąd ciała. A ty - skazał na bliznowatego - podejdź. 
Zrobił tak jak mu kazano. 
- Odsłoń lewe przedramię. - tak też zrobił. 
Voldemort przyłożył tam różdżkę z której zaczęło ulatywać czarny promień. Na jego ręce powoli ukazywała się czaszka. Bolało - przyznał sam przed sobą ale nie mógł okazać słabości.
Po chwil ukazywał się wąż, który sam zaczął oplątywać wcześniejszy symbol.
Oddalił różdżkę. Na jego przedramieniu był mroczny znak, a on... on został jednym z nich... 
Jest śmierciożercą.




~~
Co ja robię z Harry'm ? XDD
A co do opowiadania natrafiłam na negatywne komentarze dotyczące prowadzenia bloga (ok) za bardzo się nimi nie przejmuje i staram się poprawiać błędy najbardziej jak jest to możliwe. Ktkrko mówiąc gotowe mam juz TRZY następne rozdziały, a nad czwartym pracuje i zdradze wam jedno... W historii pojawi się pewien wampir. Cóż... Kim okaże się dla bohaterów i jaki będzie miał wpływ na dalsze życie?
Podkusiłam, nieprawdaż?
Harry będzie również wyjaśniał (zaczerpnięta z filmu ;-;) śmierć Syriusza i nie spodoba mu się to do czego dojdzie..
I ostatnia sprawa : żebrze o komentarze ;-;
Pozdrawiam serdecznie,

Naomi Sykes

Zamów Proroka Codziennego