piątek, 13 lutego 2015

ZAWIESZENIE

Miałam nie dawać wyjaśnień ale jednak coś napiszę...Myślałam, że jednak będę pisała dalej to opowiadanie, że mam w dupie nieprzyjemne komentarze, prywatne wiadomości na pocztę i na aska.. myślałam, że mnie to nie rusza ale był jeden defekt... czytałam to pojedynczo, kilka dni temu jak nie tydzień zdecydowałam się przeczytać to na raz i wiecie co?Macie racje - nie nadaję się. A co było najgorsze? Że zaczęłam w to wierzyć .. nie umiem pisać.. brakuje mi lat nauki języka polskiego ... to całe opowiadanie jest złe. Źle zrobione... Bardzo Was przepraszam .. wiem, że wielu osobom się podobało i chciało by kontynuacje...Przepraszam! Ale wrócę na niego... nie zacznę od prologu.. zacznę od ostatniego rozdziału pisać lepiej, żeby Wam się podobało...Jeżeli ktoś by naprawdę chciał mogę mu wysłać trzy następne rozdziały z wersji roboczych, nie opublikuję ich w tym czasie ... może kiedyś. I jakbym miała je już komuś podesłać, to nie życzę sobie, żeby fruwały po internecie ... znajomym można pokazać, jeżeli się znacie..Zaczęłam innego bloga i staram się z całego serca, aby nie było tak jak tu.. Przepraszam !!!

środa, 4 lutego 2015

ROZDZIAŁ XXIII "MROCZNY ZNAK"

- Powinniśmy już iść. Profesor Snape na pewno nie będzie zadowolony gdy przyjdziemy za późno  - powiedział Draco Malfoy. 
Potter przeniósł na niego wzrok. Za godzinę... Będzie tam stał. Zabije. Wstąpi w szeregi jednego z trzech najpotężniejszych czarodziej na świecie, którzy jeszcze żyją.
- Masz rację, chodźmy. Ym.. tylko się przebiorę. - odparł i podszedł do swojej szafy. Blondyn przyglądał mu się z uwagą. Czarny zaczął przebierać w ubraniach. Po chwili na łóżko położył czarną koszulę z srebrnymi guzikami, tego samego koloru rurki, nie obcisłe lecz dobrze dopasowane. Buty.. tak buty. Kiedy ostatnio był w Hogsmeade, kupił tam tak zwane glany. Wysokie, czarne, okute metalowym sprzączkami i ćwiekami z czarnymi, grubymi sznurówkami. 







Wyzwaniem było dla niego je ubrać, mając na myśli ilość czasu. 
- Dziwne buty ... - powiedział pod nosem Dracon, co drugi usłyszał i podniósł w uśmiechu prawy kącik ust.
- Glany...  - odparł po chwili - dobra jestem gotowy chodźmy.
Oboje wyszli ze swojego pokoju i udali się korytarzem który prowadził do pokoju pokoju wspólnego.  W nim roiło się od Ślizgonów z szóstego i siódmego roku. 
Na zegarze była godzina 23:20.
- Dracooo... - usłyszeli za sobą głos Theodora - gdzie idziecie? O Harry, masz glany? 
Potter kiwnął głową. 
- Domyśl się gdzie możemy iść o tej godzinie czyż to nie jest oczywiste. - powiedział sarkastycznie blondyn. Bardziej było to przyjaźnie niż wrogo. Z Theo przyjaźnił się zanim jeszcze przybył do szkoły. Jego rodzice ze względu na status Śmierciożerców często  się ze sobą spotykali w sprawach zadań jakie wyznaczał im Czarny Pan.
- Idziecie.. Ah.. Do NIEGO? - dał nacisk na ostatnie słowo, obaj kiwnęli głową - Harry, ty prawda?  
Potter odpowiedział, że tak na co Nott życzył mu powodzenia i uściskał przyjaźnie. Wszystko obserwowali Zabini i Pansy, którzy od razu zaczęli wypytywać i było to kolejnym powodem do plotkowania pośród niedoinformowanych. W końcu nadzieja czarodziejskiego świata, jednym ze śmierciożerców, morderców. Byli zdziwieni na początku lecz zrozumieli wszystko po dłuższych tłumaczeniach starszych i już nic nie mówili.
Przemierzali lochy, w których jak zawsze nikogo nie było, jedynie postacie na obrazach się poruszały. Wbrew pozorom w kątach nie było pajęczyn ani kurzu, było czysto. Bardzo czysto. Mieszkańcy tego domu musieli naprawdę dbać o porządek.
Stali pod salą od eliksirów profesora Snape'a. Dla niektórych było to nieco dziwne, w końcu 
 w tym roku uczył Obrony Przed Czarną Magią, a to pomieszczenie dalej należało do niego.
Nikt nie wnikał.
Czarny zapukał, a blondyn energicznie po tym otworzył drzwi wpychając do nich Pottera. 
W środku panował półmrok. Jedynie świece powieszone na ścianach oświetlały całe pomieszczenie. Wszędzie  było pełno fiolek, eliksirów, ksiąg i innych ciekawych rzeczy.
Draco złapał drugiego w pasie i lekko pocałował, po czym dał mu znak głową aby poszedł za nim. Przeszli przez jeden z obrazów i szli bardzo wąskimi, schodami w dół. 
- Gdzie my idziemy? - spytał Harry.
- Idziemy do kwater, jeżeli tak to mogę nazwać, profesora Snape'a - odparł przyjaźnie.
Dalej szli w milczeniu. "Jak mu się chcę tędy ciągle przełazić... Może on naprawdę jest nietoperzem?" - czarny zaśmiał się cicho pod nosem.
Nareszcie dotarli do wielkiego pokoju... nie różnił się dużo od tego w którym przebywali Ślizgoni... co prawda był cztery razy mniejszy ale bardzo podobny. Na ścianach również były obrazy, lampy na łańcuchach, fotele, sofa, kominek. Po lewej stronie były jedne drzwi prawdopodobnie prowadzące do sypialni.
"Skromnie"  - przemknęło przed myśl chłopaka, który nigdy tutaj nie był.
- Profesorze, jesteśmy! - krzyknął Draco, gdyż Severusa nie było w głównym pomieszczeniu.
Po chwili przed wcześniej wspominane drzwi, wszedł mężczyzna o czarnych, włosach, które sprawiały wrażenie w ogóle nie mytych. Był ubrany jak typowy śmierciożerca. Jedynie nie miał maski, ewidentnie miał ją w kieszeniach czarnej szaty.
- To dobrze, że nie musiałem czekać. Malfoy, twoja ciotka podesłała ci szatę, idź i przebierz się w nią, a ty Potter dostaniesz swoją jak podołasz zadaniu. Blondyn wziął ją i przeszedł przez drzwi prowadzące do sypialni.
Dwaj mężczyźni stali w ciszy. Nigdy nie mieli okazji... rozmawiać. Ani przebywać w jednym pokoju na osobności, chyba, że szlabany się liczą.
- Po której stronie... pan jest? - wypalił nagle Harry. 
- Nie pow... - zaczął ale urwał  "Nie możesz go do siebie zniechęcać! Pamiętasz?! - odezwał się cichy głosik w jego głowie, którego on musiał się trzymać.      
  - Jestem po twojej stronie, może i nie jesteś przykładem naśladowań i nie ważne czy staniesz po jasnej czy po ciemnej stronie... 
Pottera zatkało, nie spodziewał tego.. takiej odpowiedzi.. nie po nim, nie po tym człowieku, który od pierwszego dnia szkoły, nawet gdy nie został jeszcze przydzielony - nienawidził go. Nie miał nic sensu. Czarny przysiągł sobie, że gdy tylko nadarzy się okazja porozmawia z tym człowiekiem... nic nie składało się w całość.  Nic.  I to mu przeszkadzało. Nie mógł jak poskładać faktów i dojść do jakiegokolwiek wyjścia. 
Kiwnął tylko głową i już nic nie mówił gdyż  Draco już przyszedł przebrany lecz bez maski - trzymał ją w ręce.
- Złapcie się mnie i.. - przerwał - .. nieistotne.
Zrobili tak jak im kazał.
 Po chwili ten, który miał zostać naznaczony... zaczął nagle znikać... i... później zaczął się kręcić i zamienił się w czarną mgłę ... to było ... coś nowego.. uczucie tego było.. przyjemne(?). Leciał szybko. Nie tak jak za pierwszym razem, gdy teleportował się z Voldemortem do jego siedziby. To było coś innego. Lepszego. Nie miał czasu na głębsze rozmyślanie gdyż od razu znaleźli się przed siedzibą Czarnego Pana.










 Przy metalowej bramie, stała Bellatrix Lestrange. Harry dalej miał do niej urazę, że zabiła Syriusza, uciekła śmiejąc się" Zabiłam Syriusza Blacka!", brunet starał się jej w pewnym sensie przebaczyć, oczywiście nigdy nie będę jakimiś best friends czy coś ale gdy są po jednej stronie barykady będzie musiał się z nią dogadywać.
Nikt nic nie powiedział, nawet ona. Jedyne odgłosy to stuk obcasów ich budów. Najgłośniejsze wydawały Śmierciożerczyni, która ich prowadziła i ciężkie buty Bliznowatego.
Weszli do środka, pierwszym pomieszczeniem od wejścia było miejsce gdzie wszystko się odbywało, tam miał zostać naznaczony. Była tam liczna grupa innych "sługusów" Riddle'a.
Każdy przyglądał mu się z zaciekawieniem. Dosłownie - każdy. Nie było wyjątku. Na środku pokoju znajdował się tron - jeżeli to była dobra nazwa. Typowo królewski. Jeden olbrzymi, 
a po bokach dwa mniejsze. Na najwyższym siedział ON. Tom Marvolo Riddle, Ten którego imienia nie wolno wymawiać, Sam-Wiesz-Kto, Czarny Pan, Lord Voldemort. Uśmiechnął się chytrze i wstał. Nakazał gestem ręki, aby wszyscy zamilkli.
- Harry Potter... podejdź - ten spojrzał na swojego chłopaka, który kiwnął głową i założył swoją maskę by następnie zniknąć w licznym tłumie.
Podszedł powoli to niego.
- Harry Potter - powtórzył - rozmawialiśmy wcześniej i mam nadzieję, że Dracon wszystko ci powiedział.
- Tak ... poinformował mnie - odparł, a z jego głosu nie dało się nic wyczytać, czysta obojętność, dobrze zamaskowane uczucia.
- To dobrze... czyli wiesz co cię czeka, najpierw musisz złożyć przysięgę, że mnie nie zdradzisz i będziesz wierny mnie ale też innym oraz chciałbym ci złożyć jedną propozycję - na pewno bardzo korzystną. Brzmi ona - zostaniesz moją prawą ręką? Nie wiem czy wiesz ale jesteś moim horkruksem.. czyli, że masz w sobie cząstkę mojej duszy, trudno mi było dojść do tego faktu lecz tak jest. Jeżeli inne zostaną zniszczone, ja zginę i muszę je chronić.  Więc, zgadzasz się? 
Po sali rozniosły się szepty. Nikt nie wiedział o planach ich pana. Jedynie Bellatrix  Severus i praktycznie cały wewnętrzny krąg. Potter intensywnie myślał.
 "Byc prawą ręką Voldemorta? Nie powiem kusząca propozycja.. ale czy dam radę? Co miałbym robić. Mam jedną szansę, nie mogę zmienić późnej zdania... "
- Zgadzam się...
Na twarzy tego najwyższego pojawił się przebiegły uśmiech.
- Świetnie, a teraz zadanie dla ciebie. Scott! Wprowadź ich. Zza innych drzwi wyszedł 
wielki mężczyzna, ciągnący na sznurze... dzieci. Miał zabić dzieci. Na oko mogły mieć nie więcej  niż osiem lat. Ale on wiedział, ten go testuje. Czy da radę i czy zabije najbardziej niewinnych, dziewczynkę i chłopca. Wszyscy przyglądali mu się z uwagą lecz nie większą jak ten który miał go naznaczyć On z największą. Czy zaufa Potterowi.. z tym wiązało się zabicie właśnie tych osóbek. 
Czarny stał przez chwilę. Dzieci płakały i patrzyły na niego, błagały go by tego  nie robił. Wmawiały mu, że jest dobry. Dzieci czarodziejów. Wiedziały kim jest. 
Ten nie zrobił nic, do czasu.. wyciągnął różdżkę z tylnej kieszeni swoich spodni i wycelował nią
 w małe, skomlące istoty.
Zacisnął pieść lewej ręki i powiedział:
- Avada Kedavra! - z jego różdżki wyleciał zielony płomień, początkowo mający na celu zabić jedną osobę. On myślał wtedy o tych dwóch, Błysk rozszczepił się na dwa sznury światła i trafił w serca dzieci. Wszyscy stali oniemiali. Można było usłyszeć szepty "Jak  to zrobił?", "Przecież to niemożliwe.." 
Sam Lord parzył zdziwiony. Tak.. Harry Potter był na prawdę potężnym czarodziejem
 lecz z tego co teraz zobaczył, musiał on dłuższy czas praktykować czarną magię. To było by wręcz nie możliwie gdyby tego nie robił. Co prawda, Tom kiedyś też stosował tej metody zabijania Avadą lecz pochłaniało to zbyt dużo jego mocy i zaprzestał temu, a ten chłopak  tak po protu rzucił jedno zaklęcie i nawet nie mrugnął. 
Riddle uśmiechnął się cynicznie pod nosem
- Gratulacje, Scott, zabierz stąd ciała. A ty - skazał na bliznowatego - podejdź. 
Zrobił tak jak mu kazano. 
- Odsłoń lewe przedramię. - tak też zrobił. 
Voldemort przyłożył tam różdżkę z której zaczęło ulatywać czarny promień. Na jego ręce powoli ukazywała się czaszka. Bolało - przyznał sam przed sobą ale nie mógł okazać słabości.
Po chwil ukazywał się wąż, który sam zaczął oplątywać wcześniejszy symbol.
Oddalił różdżkę. Na jego przedramieniu był mroczny znak, a on... on został jednym z nich... 
Jest śmierciożercą.




~~
Co ja robię z Harry'm ? XDD
A co do opowiadania natrafiłam na negatywne komentarze dotyczące prowadzenia bloga (ok) za bardzo się nimi nie przejmuje i staram się poprawiać błędy najbardziej jak jest to możliwe. Ktkrko mówiąc gotowe mam juz TRZY następne rozdziały, a nad czwartym pracuje i zdradze wam jedno... W historii pojawi się pewien wampir. Cóż... Kim okaże się dla bohaterów i jaki będzie miał wpływ na dalsze życie?
Podkusiłam, nieprawdaż?
Harry będzie również wyjaśniał (zaczerpnięta z filmu ;-;) śmierć Syriusza i nie spodoba mu się to do czego dojdzie..
I ostatnia sprawa : żebrze o komentarze ;-;
Pozdrawiam serdecznie,

Naomi Sykes

wtorek, 27 stycznia 2015

ROZDZIAŁ XXII "ODRZUCENIE"

Pierwsze lekcje Harry'ego minęły nadzwyczaj spokojnie. Na drugiej godzinie mieli lekcję 
z Puchonami, a mieszkańcy jego domu postanowili zrobi sobie z nich żarty. W związku z tym, 
że mieli transmutację  z profesor McGonagall przed zajęciami rzucili zaklęcia odbijające na większość przedmiotów. 
Każdy mieszkaniec Huffleupuffu, który miał rzucić zaklęcie, po jego odbici zmieniał się właśnie w przedmiot w który miał go zamienić.
Opiekunka Gryffindoru była przerażona tym co się działo, bo nigdy nie spotkała się z tym, 
że jakikolwiek uczeń na jej zajęciach zamieniał się w przedmiot. Ślizgoni oczywiście nie próbowali niczego przetransmutować, gdyż wiedzieli czym może się to skończyć. 
Po kilkunastu minutach odmienili wszystkich w swoje ludzkie postacie, a nauczycielka odjęła im pięćdziesiąt punków, które i tak nadrobią na dwóch może i trzech lekcjach za Snape'm więc nie przejmowali się tym szczególnie; wszyscy i tak mówili, że było warto.
Trzy następne lekcje również nie były jakoś szczególnie nadzwyczajne. Pottera zdziwiła tylko jedna, jedyna rzecz.. a między innymi zachowanie Severusa Snape'a na lekcjach obrony. 
On był dla niego... miły? 
Nie mógł użyć innego słowa. Oczywiście nie uśmiechał się ani nie przejmował nim za bardzo, bo to to już totalnie zwaliło by Bliznowatego z nóg i prawdopodobnie zniszczyło by reputacje postrachu Hogwartu.
Mężczyzna po prostu nie uprzykrzał mu życia tak jak zawsze to robił i po jego dłuższych rozmyślaniach nie było tak tylko w tym dniu lecz kilka wstecz - również. Pomógł mu nawet 
w użyciu jednego z zaklęć obronnych, czym bardzo zdziwił mieszkańców Domu Lwa z którymi mieli wtedy lekcję.
Dzisiaj... Tak.. Dzisiaj.. 
Miał udać się z Draco i Snape'm do Czarnego Dworu. 
Czy będzie w stanie kogoś zabić?
Czy zdoła odebrać komuś życie?
Ale z drugiej strony jego chłopakowi się udało, więc dlaczego jemu miałoby nie? 

Dochodziła pora obiadu.
Potter, Książę Slytherinu, Parkinson, Blaise, Theo i jeszcze kilku innych zaprzyjaźnionych Ślizgonów - w tym ochroniarze Malfoy'a - Crabbe i Goyle, którzy przed kilka pierwszych dni odkąd Bliznowaty trafił do Domu Węża mieli z nim problem... duży problem; Lecz gdy zobaczyli jak dobrze dogaduje się z innymi, zwłaszcza z synem najbardziej zaufanego Śmierciożercy przyjęli i zaakceptowali go tak jak reszta uczniów Slytherinu.
W Wielkiej Sali jak zawsze od pierwszego dnia byłego Gryfona panowały tłumy. 
Do młodzieży wyciekła informacja w sprawie Rona Weasley'a. Mimo, że został zawieszony na nieznany nikomu okres czasu, za dwa dni miał wrócić do szkoły. 
Nowo nabyty Ślizgon przekroczył próg pomieszczenia i automatycznie przeniósł wzrok na stół Gryffindoru. Fred i George z tego co mógł dostrzec dostali kolejnego wyjca od ich mamy,
 że nie przykładają się do nauki. Hermiona rozmawiała młodą Weasley'ówną, która co chwilę na niego spoglądała. Neville najzwyczajniej siedział i jadł swój posiłek. Seamus rozmawiał 
z jakimiś dwoma Gryfonkami prawdopodobnie z czwartego roku.
Całą grupą ruszyli do swojego stoły. Zasiedli na ławach i zaczęli konsumować to co było 
przed nimi. Zwłaszcza Blaise, który jadł gdyby nie karmili go tydzień. Harry wziął praktycznie
 to  co Dracon, tylko zamiast soku pomarańczowego, który preferował jego chłopak, wziął 
sok dyniowy.
- Harry? - usłyszał za swoimi plecami cichy, kobiecy głos. Odwrócił się i zobaczył dużą ilość rudych włosów, delikatnie opadających na ramiona i plecy.
- O co chodzi? - spytał.
Ginny, gdy już miała otworzyć usta, by odpowiedzieć, przerwał jej Theodor.
- Ło... kogo tu przywiało? Jakaś zdrajczyni krwi? Wracaj do swoich i nie zawracaj nam głowy swoją jakże bezwartościową osobą.
Potter przeniósł na niego wzrok. Wywrócił oczami, podnosząc lekko kąciki ust i znów spojrzał  na młodą Weaysley.
- Możemy porozmawiać? To jest... ważne i zależy mi na tym...- odparła cicho, tak, że tylko Crabbe siedzący po jego lewej stronie i Draco, który był po prawej byli w stanie to usłyszeć. 
Potter  niepewnie pokiwał głową w geście potwierdzenia.
- A czy...my.. no wiesz.. możemy na osobności?- spytała drżącym głosem z rumieńcami na policzkach. Bliznowaty podniósł prawą brew lekko do góry.
- Nie sadzę by to było aż na tyle prywatne, że nie możesz mi tego powiedzieć przy wszystkich. po za tym to moi przyjaciele i na pewno prędzej czy później bym im powiedział . Więc o co chodzi? - zapytał, a całe zdanie było przesiąknięte pogardą i sarkazmem. Ginny spojrzała na niego podejrzliwie ale wiedziała, że jeżeli w ogóle chce z nim porozmawiać musi w ten sposób i przy Ślizgonach. "Jej" Harry bardzo się zmienił i nic na to nie mogła poradzić.Wiedziała, 
że  był wściekły na Rona i nie ukrywał tego. Nikt na jego miejscu by się chyba z tym nie krył. Westchnęła dwa razy i mocno wypuściła powietrze ustami.
- Ja się chciałam spytać czy... może byś .. czy umówisz się ze mną? - Draco zakrztusił się sokiem, Blaise prychnął śmiechem, Harry spojrzał na nią jak na wariatkę, a Theodore zaczął się szaleńczo śmiać, zwracając na ich stół prawie całą uwagę Ślizgonów i sąsiadującego 
obok stołu. Chłopcy powiedzieli im o tym, że są razem, a ono to zaakceptowali, a na wyznanie niczego świadomej Weasley'ównej nie dało zareagować się w inny sposób. Wyraz twarzy Malfoy'a był taki gdyby miał za chwile zasztyletować ją wzrokiem, lecz ona ignorowała go 
w tamtym momencie. Dużo osób śmiało się z niej, co już dostrzegła tylko nie wiedziała czemu to robią. Harry, który ledwo powstrzymywał  ' prychanie śmiechem ' spojrzał na nią z pogardą.
- O co im chodzi? - spytała, kręcąc nerwowo włosy.
- Ah... Gdybym ci powiedział teraz nie było by... tak fascynującego ... hmm... efektu końcowego. 
- C-co? - spytała po raz kolejny zdezorientowana.
- Nieważne.. -warknął - a wracając do twojego pytania to moja odpowiedź brzmi... - zatrzymał się, aby wzbudzić w dziewczynie napięcie, a jej oczy zaszkliły się w nadziei - ..moja odpowiedź brzmi nie.
Wyraz jej twarzy zmienił się diametralnie, wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć płaczem.
Dracon widząc jej mnę zaczął uśmiechać się pogardliwie pod nosem.
- Co.... ale dlaczego? Ja myślałam, że ty.. no wiesz.. będziemy razem... i ... - teraz według czarnego zaczęła robić z siebie kretynkę. Czy on dawał jej jakiekolwiek znaki, że jest nią zainteresowany? Prawda, lubił ją ale nie tym zaprzestał.
- Robiłem kiedykolwiek coś, żebyś myślała, że będziemy razem? Ja jestem już z kimś w związku... - tutaj  młody Malfoy przeniósł na niego wzrok - od niedawna i nie mam zamiary tego niszczyć i chciałbym, żeby to było coś więcej, a nie tylko związek na pokaz. Sorki ale źle trafiłaś.
Cały stół zaczął tak zwanie "rżeć" śmiechem. 
Dziewczyna już powstrzymywała łzy które zbierały się jej w oczach. Ona myślała, że z Harrym będą razem szczęśliwi, był a przekonana, że on coś do niej czuje, a gdy chciała 
się  z nim umówić, on odpowiada,  "nie" i że już  ma  kogoś. Dla niej to było niemożliwe ale ... po wakacjach tak bardzo się zmienił -  jeszcze więcej dziewczyn do niego lgnęło.. i nie tylko... również przedstawiciele płci męskiej zwracali na niego dość dużą uwagę i widocznie byli nim zainteresowani.
- Ale.. - szepnęła lecz Dracon, jej przerwał.
- Nie słyszałaś Weasley? Głucha jesteś?Lepiej odejdź zanim zrobisz siebie totalne pośmiewisko.. chociaż gorzej i tak już nie może być  - stół po raz setny wyśmiał rudą, która tupnęła poirytowana nogą i odeszła do sowich przyjaciół z domu Gryffindora.  Roześmiani Ślizgoni znacznie przykuli uwagę innych domów, tak jak i kadry nauczycielskiej w tym samego Severusa Snape'a. Odgłosy przed nich wydawane przerwała Pansy Parkinson
- Ej! Dobra, koniec. Ogarnijcie się. 
Przez kilka sekund wszyscy próbowali się powstrzymać i udało im się to - na szczęście.
-  Czego ona oczekiwała? - spytał Blaise?
- Ah.. - westchnął teatralnie były Gryfon - a żebym ja wiedział - odparł.
 - Jeszcze raz ta zdrajczynię krwi za proponuje ci coś takiego, przysięgam, że ją zabije - syknął wściekły blondyn.
- A widzieliście jej minę - tym razem był do głos Pansy. Wszyscy, którzy byli wtajemniczeni zaczęli wyśmiewać się z rudej dziewczyny.



 *(stół Gryfonów)* 


Wesley wróciła do swojego stołu, w tym czasie zmazując maskę smutnej i załamanej na normalny wyraz twarzy.
 - I jak? Zgodził się? - spytała się ją jedna podekscytowana dziewczyna  z piątego roku. Tamta milczała przez dłuższy moment. 
Usiadła na swoim miejscu i westchnęła . 
- Więc? Zgodził? - ponowiła pytanie. Ginny podniosła wzrok ze swojego talerza i posiłku znajdującego się na nim.
 - On ... on się nie zgodził - zrobiła pauzę - powiedział, że ma kogoś... 
- Naprawdę? A nie chciał przypadkiem wzbudzić w ciebie zazdrości? - te słowa wypowiedziała dziewczyna z siódmego roku. Jej włosy były kruczoczarne, była blada i chuda, wręcz wychodzona, a oczy były błękitne niczym ocen. Jej imię brzmiało Catherina z którą ruda po odejściu Harry'ego zaczęła się zadawać i była jej bliska koleżanką, która jej pomagała i dawała rady w trudnych chwilach.
 - Ale.. On to mówił tak... poważnie. Jego twarz, on nie kłamał .. nie mógłby mnie.. myślisz?
 -Tak - położyła jej dłoń na ramieniu - Według mnie to na sześćdziesiąt osiem procent mam rację, dwadzieścia pięć procent że ma kogoś, siedem procent, że jest gejem,
 a pozostałe dziesięć procent - że nie jest gotowy na związek. Podrywaj go ale nie tak 
bardzo .. hmm - przekrzywiła głowę w prawo - widocznie. Pamiętaj - drobne gesty. Lecz jak zobaczysz go z jakąś dziewczyną nie wyciągaj pochopnych wniosków.. W zasadzie 
to w grudniu będzie przecież bal bożonarodzeniowy, pamiętasz? Obecność obowiązkowa 
tak samo jak i posiadanie pary. Załatwię, że wszystkie porządne dziewczyny będą zajęte,
a wtedy ty go zaprosisz, chyb, że przyjdzie z tą swoją rzekomą dziunią, wtedy to koniec.
Ruda spojrzała na nią zdziwiona.
- A ty nie powinnaś być w Slytherinie? 
Tamta odsłoniła kły w szerokim uśmiechu 
 - Nie. Jestem na sto procent Gryfonką.
- Dzięki za rady, świetna z ciebie przyjaciółka... 


***



Dzień dobiegał końca... Za kilka godzin... odbierze życie, zostanie naznaczony, będzie jednym z nich... 









~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam... na prywatne wiadomości niektórzy ( 2 osoby - ok) poprosili mnie abym dodawała zdjęcia w treści rozdziałów. Nie wiem dlaczego... może aby łatwiej to sobie wyobrazić ? Nie wiem ale posłuchała. Wiem, że w normalnych książkach nie ma czegoś takiego lecz chyba nie przeszkadzają wam takie drobne zmiany, prawda?
I sprawy organizacyjne: Byłabym wdzięczna, gdyby pod rozdziałami znajdowały się komentarze.. nie wiem czy ktoś to czyta i czy dalej mam powadzić bloga, gdyż było by to bez sensu. Ja piszę kilka godzin, a czytają to tylko 4-5 osób.
Dziękuje i pozdrawiam,
 Naomi

sobota, 17 stycznia 2015

UWAGA!

Treść wszystkich rozdziałów została zmieniona!
Jest to mniej więcej dopisanie różnych wydarzeń, poprawianie błędów językowych i  zmiana treści tekstu.

piątek, 16 stycznia 2015

ROZDZIAŁ XXI "ROZMOWA NA BŁONIACH"

Ciemnowłosy mężczyzna otworzył powoli oczy. Obudziły go ciepłe promienie słoneczne, celujące prosto w jego twarz wprost z okna naprzeciwko łóżka. Przeciągnął się. Spojrzał na chłopaka obok. O smukłej sylwetce, platynowy blondyn, właśnie budził się ze snu.
 Bez kołdry, leżał na boku odwrócony ku niemu. Delikatnie przecierał twarz swoimi bladymi dłońmi  o długich palcach. Nie wyglądał gdyby miał zamiar je otworzyć. Ostatnia noc była trudna dla ich obojga. Nikt by nie uwierzył. 
Sami nie wierzyli. 
Czy kogoś z nich to bolało? 
Może ucierpiała duma Draco lecz jego słowa były prawdziwe... płakał zeszłego wieczoru. 
Ale dziś jest pełny nadziei, że wszystko wyjaśni sobie z Harrym. Wszystko. Mieli wystarczająco czasu dla siebie, by wszytko przedyskutować. Malfoy już otworzył oczy. Pottera przeszyło spojrzenie bystrych szarych oczu, a na twarzy blondyna pojawił się smutny wyraz. Harry leżał na plecach, jedną ręką drapiąc się po karku i mierzwiąc już i tak wiecznie rozczochrane czarne włosy. Malfoy podniósł się do siadu i schował głowę w dłoniach, drugi tylko patrzył się w jego plecy przez jakiś czas. Blondyn chciał by było tak zawsze... nie chciał rozmowy o tym co jest między nimi... chciał ją odwlekać ale nic by mu to nie dało.
- Draco? Wiesz, że musimy porozmawiać. - powiedział po chwili brunet.
- Wiem... - wyszeptał na to drugi. Wstał, aby następie siedzieć na przeciwko Pottera; twarzą
 w twarz.
- Nie odwleczemy tego... wiem co czujesz... chodź - wyciągnął do niego rękę - na Błonia.
 Tam jest spokojnie. Najpierw się ubierzmy... i doprowadźmy do stanu w którym możemy pokazać się publicznie - jego kąciki warg uniosły się w lekkim uśmiechu. Blondyn odwzajemnił ten drobny gest i zrobił tak jak zamierzali. Poszli do dwóch innych łazienek. Draco, jak zawsze robił, wybrał tą większą i ciemniejszą, natomiast Harry poszedł do tej niewiele mniejszej
 i o odcieniu jasnego błękitu. Potter poszedł do łazienki, rozebrał się i w momencie wszedł pod prysznic i dość długą chwilę stał pod gorącą wodą, która już zdążyła zamienić się w bardzo gęstą parę, dzięki której widoczność była praktycznie zerowa. Zależało mu na rozmowie z Draco. A co jeśli ucieknie? Nie... nie będzie zaprzątał sobie głowy takimi myślami. 

Wyszedł z kabiny, okrył się puchowym ręcznikiem i stanął przed wielkim lustrem, pod którym była umieszczona szeroka porcelanowa umywalka.  Na półeczce lustra stał  kubek, a w nim zielona szczoteczka do zębów i pasta. Obok kubka leżała szczotka, grzebień, i przeróżne kosmetyki do włosów oraz twarzy. Na samym końcu Harry znajdowało pudełeczko, w którym leżały nowe soczewki. Owszem, magiczne soczewki potrafiły wytrzymać długo, lecz jak człowiek w nich spał nie mógł liczyć na cuda, nawet w przypadku magii. Chłopak sięgnął więc bo białe tekturowe pudełeczko. Wyjął z oczu stare zużyte szkiełka i włożył nowe. Westchnął. Przyjrzał się sobie, dzięki tym szkłom jego avadowe oczy widać z dobrych kilku metrów...
Szybko się ubrał , pewnie blondyn już na niego czekał. 20 minut... jednak nie tak dużo - pomyślał.  
 W końcu wyszedł z łazienki. Jak zgadł - Draco już na niego czekał, podszedł do niego i spytał:
- Idziemy? - blondyn tylko pokiwał głową i wyszli z dormitorium. Szli korytarzem w milczeniu, każdy zaplątany w swoich myślach. W lochach jak zawsze było zimno... o dziwo nikogo nie było na korytarzach... musieli jeszcze spać. Po dobrych 15 minutach wyszli przez drzwi prowadzące na Błonia, które otaczały zamek.. zwykle uczniowie to odpoczywali, kilka metrów od Hogwartu  znajduje się jezioro, w którym żyje olbrzymia kałamarnica - podobno nie za bardzo pozytywnie nastawiona do innych. Przeszli po kamieniach i usiedli na jednym z wyższych pagórków.
 -Draco...- zaczął - …obiecaj, że stąd nie odejdziesz do póki nie skończę, dobrze?
-Yhm.. - Blondyn w potwierdzeniu pokiwał głową.
-Chodzi o nas ale to już wiesz.. Nie powiem, zaskoczyłeś mnie ale cóż...Nie myśl, że teraz cię odrzucę, nie zrobię tego, nigdy nie zamierzałem. Jesteś homoseksualistą to wiem i nie przeszkadza mi to , bo... - zrobił dłuższą pauzę - .. ja też jestem.
Draco patrzył się na niego przez chwilę zszokowany, a brunet zrobił pauzę , by ten mógł wszystko przyswoić. Gdy kiwnął głową Harry kontynuował.
- Nigdy nie sądziłem, że Ty się we mnie ... zakochasz... zauroczysz... czy jak to tam... nie jestem pewny tego co do ciebie czuję ale wiem, że nie jest to tylko przyjaźń, tylko coś więcej... wiesz... miłością tego też nazwać nie mogę bo to za szybko, ale zauroczeniem mogę. Tak. Draco, zauroczyłem się w tobie. Gdyby nie patrzeć, Malfoy pewnie wyglądał teraz jak ryba. Jego oczy totalnie wyszły z orbit i patrzył się na drugiego, aż w końcu organ, przez który patrzył nie zaczął go bolec. Potarł lekko oczy.
- Naprawdę? Nie mówisz tak tylko po to bym był szczęśliwy?
- Naprawdę, Draco. Uwierz mi.
- Ja cię kocham... Ci którzy naprawdę kochają są w stanie zrobić dla tej drugiej osoby wszytko. - wyszeptał.
- Wiem ...- przybliżył się i objął go w geście przytulenia
- Harry ..? - powiedział cicho do jego ucha. Potter tylko, wydał gardłowe "hmm" i przytulił go mocniej. 
- Czy ty... czy ty chciałbyś... Jąkam się już jak Longbottom; Merlinie dopomóż... Dobra.. Chciałbyś być ze mną? W sensie, że w związku, takim prawdziwym. Jeżeli nie to zrozumiem.
Harry odsunął go lekko od siebie lecz po chwili przyciągnął z powrotem do delikatnego pocałunku. Muskał lekko usta blondyna. Ten lekko je uchylił dając zgodę na dalsze poczynania czarnego. Zatopił się w jego ustach. Całowali się przez dłuższy moment, do póki nie zabrakło im oddechu i oderwali się od siebie, spojrzeli sobie głęboko w oczy i lekko uśmiechnęli.
- Mam to traktować jak tak? - spytał stalowo oki
- Tak.. - teraz tylko cmoknął go lekko w policzek.
Po chwili, wstali i weszli do zamku. Na korytarzach były już grupki uczniów z różnych domów. Nie którzy dalej patrzyli na Harry'ego podejrzliwie, natomiast drudzy posyłali przyjazne uśmiechy. Największą sensację chyba wzbudził Draco, który przez cały czas szczerzył się
 jak głupi. Na razie postanowili nic nikomu nie mówić o ich związku lecz obiecali sobie, 
że za niedługo inny dowiedzą się o nich. Wielka Sala była  niedaleko sali wejściowej i była największym pomieszczeniem w szkole (po za Pokojem Życzeń). Przy niej znajdowały się 
już tłumy. Ślizgoni, którzy jak zwykle wymieniali wściekłe spojrzenia z Gryfonami. Krukoni,
 którzy rozmawiali ze sobą praktycznie cały czas oraz ostatni - Puchoni, którzy jak zwykle siedzieli 
z nosem w książkach. W sali nie było jeszcze pomieszczeń. Do śniadania zostało im 
piętnaście  minut, który spędzili siedząc przy stole Ślizgonów i rozmawiając z innymi mieszkańcami domów.

ROZDZIAŁ XX "OCZY KOLORU AVADY"

- Ja... ja... przepraszam... Harry'ego zamurowało, Draco go przeprosił, pierwszy raz w życiu.         Potter czuł się lekko przerażony, nie chciał go zranić.
Nie spodziewał się czegoś takiego nigdy w życiu. Blondyn odwrócił się tak, że był teraz placami do bruneta, zakrył głowę kołdrą i próbował zniknąć. Był zdesperowany. Potter na pewno nie będzie chciał go znać, zrobił to impulsywnie.  O dziwo były Gryfon nie wyszedł, nie krzyczał. Nic. Stał tam, nie poruszył się, po prostu nic, jakby ktoś rzucił na niego drętwotę. 
Harry patrzył się na jego plecy nie wiedząc jak zareagować, nie chciał go ranić bo Draco był dla niego ważny. Gdy odzyskał zmysły zrobił krok do przodu i dotknął ramienia blondyna. Tamten podniósł głowę i spojrzał w te oczy, oczy koloru avady. Pottera zamurowało, oczy Ślizgona szkliły się, a jego dumną zawsze twarz opanował smutek. 
- Draco... 
- Nie... - wyszeptał tamten, że Harry prawie nic nie usłyszał.
- Co? Nie zrozumiałem - odparł zgodnie z prawdą.
- Nie ważne.. to nie tak, jak myślisz...    
- Nie wiesz co myślę - zażartował ale to był chyba zły pomysł bo mina Draco pogłębiła się
 i teraz wyglądał naprawdę fatalnie. Draco wziął głęboki wdech i zaczął mówić. Głos mu drżał, 
a oczy niebezpiecznie zaszkliły.   - Ten pocałunek to... nie wiem. Wyglądałeś tak pięknie
 i nie mogłem się powstrzymać. Harry mu nie przerwał. Sam nie wiedział co ma teraz zrobić był jednocześnie przerażony, zdezorientowany i zaintrygowany. Postanowił, że 
nie odezwie się ani słowem i wysłucha do końca Malfoy'a.
 - Od jakiegoś czasu zacząłeś mi się podobać. I myślałem.. . Ale może nie tak jak sądziłem.
- I to strasznie pogmatwane jest, wiesz? - bezradność w jego spojrzeniu aż biła. 
 Gdy po dłuższej chwili Harry nadal się nie odzywał, Draco powiedział:

   - Nie chcę, aby wszystko się skończyło, abyśmy nie byli przyjaciółmi.
 Nie chcę się znów z tobą żreć na korytarzu. Nie chcę wracać do tego co było kiedyś. Uwielbiam z tobą przebywać, przekomarzać się, śmiać. Potrzebuję cię. Proszę, nie gniewaj 
się na mnie.
    Czarny  na chwilę spojrzał w bok zastanawiając się nad czymś.         
 - Teraz ty mnie posłuchaj - jego głos był ciepły niczego złego nie zapowiadał.
 Słysząc go, blondyn zamrugał zdziwiony, odganiając łzy, które nagromadziły mu się   
w kącikach oczu i czekał... czekał na jego słowa. 
- Czy ja powiedziałem, że się gniewam? Draco, nie wiem co ja mam zrobić, nie spodziewałem się nigdy czegoś takiego i to z twojej strony ale zapewniam, że nie będę się na ciebie gniewać bo nie mam za co. Słuchaj... ja... nie wiem po prostu, nie mogę zachowywać się jakby nic się nie stało bo wiem, że by cię to raniło. Też nie chcę się z tobą kłócić ale nie mogę ignorować cię  i muszę pomyśleć bo to mnie przerasta, nie wiem co mogę ci jeszcze powiedzieć.
 Draco nadal był cholernie przerażony. Harry westchnął i przytulił go.
- Ej, nie bój się, przecież nie powiedziałem nic złego...         
 Blondyn wtulił się w niego tak jak by ten miał zaraz odejść i już nigdy go nie zobaczyć.
 Z jego oka poleciała pojedyncza łza.
 W dzieciństwie uczony był, że okazywanie uczuć jest słabością, wychowywany był 
w atmosferze żalu i nienawiści. Zawsze był posłuszny i nigdy nie okazywał uczuć ale teraz sam nie wiedział co się z nim stało. Zakochał się i nie został odrzucony. Jego rodzice gdyby wiedzieli kogo darzy uczuciem zabili by go, oni chcieli i dalej chcą by znalazł czysto krwistą wybrankę, ożenił się i spłodził dziedzica rodu Malfoy'ów. Nie stało się tak i na pewno się nie stanie. Nikt z jego rodziny nie zmieni go tylko dlatego, żeby przedłużyć linię rodu. 
Blondyn po chwili zaczął się bardzo trząść.
- Draco, uspokój się, spokojnie, jest dobrze, spokojnie - szeptał pocieszająco Potter. 
Obaj po chwili położyli się na łóżku Malfoy'a, który wtulony w klatkę piersiową Harry'ego, 
a drugi obejmujący go w talii zapadli w objęcia Morfeusza.



***



Dyrektor Hogwartu krążył po swoim gabinecie czekając na Severusa Snape'a.   
 Po dłuższym wyczekiwaniu mężczyzna wreszcie pojawił się w jego gabinecie.
 Dumbledore podszedł do swojego biurka i usiadł na fotelu, znajdującego się przed nim. 
- Usiądź Severusie. 
Mężczyzna odziany w czarną szatę zrobił tak jak poprosił go o to Dumbledor. Zastanawiało 
go co było tak ważne aby wzywać go w nocy do swojego gabinetu.
- Stało się coś? 
- Musisz powiedzieć Harry'emu prawdę Severusie.
Ten otworzył szerzej oczy jakby nie wiedział o co chodzi albo gdyby usłyszał, że Czarny Pan przejął władzę nad światem czarodziei.
- C-co? Ale jak to? - wystękał przerażony ale jego twarz dalej nie zmieniła wyrazu.
- Coś jest nie tak, Czarny Pan się odradza, mamy mało czasu, Harry'emu może się coś stać. Zrozum musisz powiedzieć mu prawdę, nie możemy dłużej tego ukrywać. Chłopak staje się coraz starszy i zatajanie przed nim prawdy nie będzie dla niego dobre.
- Nie mogę mu tego powiedzieć, dlaczego ty tego nie zrobisz? Jesteś dyrektorem Hogwartu
 i ciebie zrozumie, a mnie nienawidzi od pierwszego roku i znienawidzi jeszcze bardziej,
 że zatajaliśmy to przed nim.
Dyrektor westchnął zrezygnowany, a następnie odparł:
- Ja nie mogę, Severusie to leży w twoim interesie, on musi dowiedzieć się tego od ciebie. Proszę, nie będę błagał ale przemyśl to, naprawdę on musi dowiedzieć się o tym przed końcem roku.
- Dobrze, nie będę podważał twojego zdania, a teraz wybacz, dobranoc.
- Dobranoc.
 Snape wstał i szybkim krokiem wyszedł z gabinetu dyrektora Hogwartu. Nie mógł uwierzyć 
w to co musiał zrobić, ale był świadom tego, że Potter w końcu będzie musiał się dowiedzieć prawdy. Miał do tego prawo i oboje to rozumieli ale nie wiedział jak. Jak syn Lili na to zareaguje i jak bardzo zmieni go ta wiadomość. Jego twarz dalej była kamienna nawet na taką informację. W ciszy zmierzał do lochów gdzie znajdował się jego gabinet i zarazem pokój. Musiał w spokoju przemyśleć wszystko, co i jak.

ROZDZIAŁ XIX "DRUGI DZIEŃ I..."

- Harry! Harry! - usłyszał brunet gdy w samotności zmierzał na lekcję transmutacji z profesor McGonnagal. Głos  który rozbrzmiewał mu w uszach był głosem Hermiony, której nie miał ochoty teraz spotkać liczył się z tym, że Ron też być może z nią będzie. 
- Co? - warknął i zatrzymał się patrząc w jej stronę. Jej ciemne oczy zabłyszczały smutkiem, 
gdy patrzyła na cyniczny wyraz twarzy byłego Gryfona, nie poznawała go.
– Granger – prychnął, krzyżując dłonie na piersi. Hermioną wstrząsnęło, nigdy ale to NIGDY 
nie mówił do niej po nazwisku i to w dodatku z takim tonem.
- Harry….  Co się  dzieje? Proszę nie odrzucaj mnie z powodu Rona, został zawieszony, 
do szkoły wróci dopiero po świętach…. Harry…
- Wiesz, dużo się zmieniło i  wybacz mi moje i nie wiem, co we mnie wstąpiło przed chwilą, 
ty nie zrobiłaś niczego złego, a ON próbował mnie zabić!
- Harry uspokój się, on się bał, był zazdrosny…
- Nie broń go! O co był niby zazdrosny?! – wrzasnął, a jego głos przeszedł echem przez korytarz.
- Nie bronię, po prostu mówię  jak jest, co ja wiem… Ty tak dużo czasu spędzałeś z Malfoy'em, nigdy siębie lubiliście a terraz jesteś w Slytherinie, lubisz Malfoy'a, przyjaźnicie się z Pansy, 
z Blaisem z Teodorem i to jest naprawdę dla niego trudne do zrozumienia.
Harry posłał Hermionie mordercze spojrzenie. Jednak po chwili się uspokoił. Nie mógł mieć
 jej niczego za złe.  To Ron zawinił a nie ona. Mimo wszystko to Ro zaczął zrywać z nim kontaktya później go atakował.
- Przepraszam… już w porządku, uspokoiłem się.
Hermiona uśmiechnęła się i przytuliła Harry’ego, on zrobił to samo. Tęsknił za nią, to fakt, nawet bardzo, zawsze go wspierała i pomagała mu. Kochał ja jak siostrę, której nigdy nie miał.
- Dumbledor mówi, że szykuje się wojna… - Harry zacisnął ręce w pięści ale powoli się uspokoił- nie wie, co planuje i  jakie będą dalsze posunięcia Sam-Wiesz Kogo ale wiemy jedno. Potrzebujemy ludzi, którzy będą z nami. Im więcej osób tym lepiej. Jestem pewna, 
po której stronie staną Ślizgoni, gdy nadejdzie wojna. Nikt nie wie po której stronie opowie 
się reszta. Och! Wybacz… nie miałam na myśli ciebie no wiesz…
- Rozumiem… - powiedział ze sztucznym uśmiechem.
W jego środku gotowała się złość ale mimo wszystko opanowywał się przy Gryfonce.
- Hermiono… co ma być to będzie, a teraz wybacz, ale zaraz mam lekcję i to na drugim końcu, a wiesz, schody nie zawsze prowadzą dobrze, a ja nie chcę się spóźnić… cześć!


Wymienili się jeszcze spojrzeniami i Harry zaczął iść szybkim krokiem przez korytarz w kierunku swojej kasy.
Lekcję się zaczęły a on siedział sobie spokojnie na transmutacji nikomu nie zawadzając
 i rozmyślał sam nie wiedząc na jaki temat. Chciał by te lekcje już się skończyły.
 - Panie Potter, może wreszcie zająłby się pan lekcją! - zdenerwowała się opiekunka Gryfonów. 
Harry podniósł głowę zdezorientowany, nie wiedząc o co chodzi ale wczuł się i powiedział:
- Ach! Tak przepraszam bardzo!
Minevra pokręciła głową rozczarowana i usiadła przy biurku.
"Dobra bierz się w garść i zajmujemy się lekcją... Tylko pytanie...co do cholery mamy 
w ogóle robić?!" -  pomyślał.
Na szczęście uratował go koniec lekcji. Puchoni jako pierwsi wybiegli z klasy nie zostawiając ani milimetra wolnego miejsca dla Ślizgonów. Transmutacja była jego ostatnią lekcją. Zmęczony poszedł do lochów i udał się do swojego i Draco dormitorium, nie wychodził
 z niego do końca dnia. 
Wieczorem wziął szybki prysznic, ubrał się i położył nie zważając w ogóle na Malfoya.
Czarnowłosy chłopak nie potrafił zasnąć. Męczyło go myślenie i o zadaniu jakie Voldemort może mu dać... kogo miałby zabić...? Było grubo po północy. Harry obrócił się na drugi bok sprawdzając czy jego współlokator śpi, niestety widział tylko jego plecy.
- Draco? - spytał szeptem ale nie uzyskał odpowiedzi. 
- Draco? - powtórzył ale dalej cisza. Wstał podszedł do niego i nachylił się nad jego głową:
- Draco?! - wrzasnął. Blondyn przerażony podniósł się, na co Potter nie zdążył zareagować 
i zderzyli się czołami, Biały opadł na łóżko a drugi dalej stał w tej samej pozycji trzymając się 
za obolałe czoło. Malfoy podparł się przy czym lekko podniósł  się w górę. Jego włosy były rozmierzwione,  a usta lekko uchylone, patrzył się na Harry'ego mętnym wzrokiem, który 
nie wiedział o co chodzi. Myślał, że ten będzie na niego krzyczeć i się wydzierać ale nic. Cisza.... cisza przed być może burzą.
Dracon uniósł rękę, i złapał nią prawą ramię Pottera, który był już zdezorientowany do granic możliwości. Przejechał swoją zimną dłonią po jego ciepłej ręce i westchnął.
 Uniósł się i zrobił coś nieoczekiwanego. 
Pocałował go .... lekko, bał się, nie wiedział czemu to zrobił albo wiedział i nie chciał przyjąć
 do siebie prawdy po chwili pogłębił pocałunek i o dziwo, drugi na niego odpowiedział równie delikatnie, dalej w lekkim szoku. Nie spodziewał się czegoś takiego  o pierwszej w nocy 
i to z jego strony. Pocałunek trwał długo, a Malfoy wkładał w niego całe swoje uczucia gdyby Potter miałby go zaraz odrzucić lub rozpłynąć się w powietrzu; po pewnym momencie przewał go, słowem:
- Harry...

ROZDZIAŁ XVIII " ROZMOWA"

- Witaj, Harry Potterze...
- Witaj Tom...
Czarny Pan wyciągnął różdżkę i zaczął ją przekręcać w palcach dalej patrząc za zielonookiego.
- Potter?! - krzyknął nagle Severus Snape. Przez mgłę jaka ich jeszcze otaczała nie dostrzegł wyraźnie jego twarzy. Jego oczy powiększyły się dwukrotnie, a twarz zbladła jeszcze bardziej
 i wyglądała niczym kartka papieru. 
- Witaj profesorze. 
Bellatrix Lestrange wiedziała z kim Voldemort miał się spotkać, a nauczyciel eliksirów został nagle wyciągnięty z codziennych zajęć i wezwany przez Czarnego Pana w celu spotkania, dotyczącego przyjęcia nowego Śmierciożercy.
- Co ty .... - zaczął Snape ale Harry był szybszy i gdy zrobił pauzę wciął mu się w zadanie:
- Chciał pan zapytać co tutaj robię i dlaczego spotkałem się tutaj z Voldemortem? - spojrzał na niego, a nauczyciel mimo to, że próbował ukryć szok nie wychodziło mu to za bardzo.
 Kiwnął jedynie potwierdzająco głową, a siostra Narcyzy Malfoy uśmiechnęła się kącikiem swoich czerwonych ust. Pozostali Śmierciożercy stali jak roboty czekające na rozkaz ich stwórcy. Harry wypuścił powietrze z ust, a Draco stał za nim z założonymi rękami.
- Więc… Tom. Przejdźmy do rzeczy. Chyba już wiesz jaki mam zamiar, Draco mi powiedział
 i ja chcę… dołączyć do ciebie. To jest możliwe?
Czarny Pan zrobił krok do przodu w stronę Bliznowatego i trzymając różdżkę w obu dłoniach przez cały wcześniejszy czas teraz przełożył ją do prawej ręki.
- Nie tak szybko chłopcze, to nie miejsce na takie rosssmowy, aczkolwiek jesteś szybki…. Chodź. Draco, ty też podejdźcie tutaj oboje.
Czarny spojrzał nie pewnie na blondyna który już robił kroki w przód, więc uznał, że też powinien, w końcu jest bezpieczny. Obaj ominęli Voldemorta i stanęli przed jego poplecznikami.
Potter zdążył jeszcze wymienić spojrzenie z  Severusem Snapem który dalej był oszołomiony wszystkim co się działo ale nie tak bardzo jak poprzednio, uspokoił się w znacznym stopniu. Bliznowaty odwrócił się w stronę Toma Riddle’a, który stał sześc małych kroków od niego zwrócony przodem.
- Za pewne wiesz jak się teleportuje… teraz udamy się do Black Manor,
Wszyscy kiwnęli głową i otoczyli uczniów Hogwartu kołem szepcząc jakieś zaklęcia, które na pewno nie były Harry’emu znane do tej pory. Okrążył go czarny dym i ciemność, poczuł jak jego nogi odrywają się od podnóża i unosi się w gorę, coraz wyżej… leciał, bez miotły leciał w ciemnej smudze dymu, nie widział wyraźnie, jedynie ciała, a gdy zerknął w dół dostrzegł miasto, a następnie ciemność.
Znaleźli się w ciemnej komnacie, nie było już z nimi Czarnego Pana.
Bellatrix ruszyła przodem i gdy przechodziła obok Harry’ego wysyczała:
- Idziemy do jego gabinetu …
Śmierciożercy, wraz z nimi Severus wyprzedzili ich i ruszyli szybkim krokiem za kobietą. Draco w końcu też ruszył z ciemnym  brunetem za nimi i gdy przechodząc przez korytarze z jednego z nich Harry usłyszał znajomy krzyk ale do kogo należał tego nie zdążył zweryfikować ponieważ nie mógł się zatrzymać. Posiadłość Lorda była ogromna i łatwo było się w niej zgubić. 
W końcu całą siódemka zatrzymała się przed olbrzymimi drzwiami które zapewne były gabinetem Toma. Bella zapukała do drzwi i po chwili otwarła je i weszła do środka a za nią reszta. 
Potter nie pewnym krokiem wszedł do pomieszczenie. Malfoy zapewne znał ten budynek bo nie wahał się tak jak on, wypuścił głośno powietrze z płuc i wszedł przez drzwi, które zatrzasnęły się za nim z hukiem. W ciemnym gabinecie Voldemorta panował półmrok, gdyby można było porównać korytarz i pokój w którym się znajdowali można by powiedzieć, że w jego gabinecie był a jasno. Śmierciożercy stanęli przed drzwiami a Bellatrix stanęła obok biurka Voldemorta, który teraz przybrał postać Toma, tego Toma, który miał włosy, nos oraz około dwudziestu lat. Wskazał na dwa krzesła które stały przed biurkiem i kazał Harry’emu i Draconowi usiąść.
– Pomówmy o twoim dołączeniu i o złączeniu sił…
- Złączeniu sił? – spytał lekko zdziwiony Czarny. Nie wiedział o co mogło chodzić. „ Złączenie sił” nie miało tylko jednego znaczenia
- Czyli, o tym, że połączymy moce, będziesz miał połowę mojej, a ja połowę twojej, przekazanie talentów i tym podobne, chyba wiesz o co chodzi. Przeżyłeś zaklęcie uśmiercające od którego nie ma ucieczki. Świadczy o tym, że jesteś potężnym czarodziejem, a razem będziemy niepokonani! Co ty o tym sądzisz?
- Cóż… jeżeli nie będzie to miało żadnych skutków ubocznych czy coś…. To mogę się zgodzić.
Riddle uśmiechnął się przebiegle. Harry spojrzał w stronę drzwi zza których można było usłyszeć krzyki. Spojrzał pytająco na Czarnego Pana
- To tylko moi słudzy kogoś ciągną, nie przejmuj się nimi.
Potter kiwnął głową i wyprostował się na krześle.
– Jak wiesz, by przyjąć Mroczny Znak trzeba sobie na niego zasłużyć i przejść pewien rytuał dołączenia, który daje mi gwarancję tego, że jesteś godzien tego zaszczytu.
– Na czym to będzie polegało? – spytał, unosząc brew, a następnie spoglądając na Malfoy’a który wiedział o co chodzi.
– To jest niespodzianka, mój drogi, Za dwa dni o północy będziesz jednym z nas. 
Jeżeli się nie wycofasz. Teraz odeślę cię znowu do szkoły. Dracon będzie ci towarzyszył przez cały ten czas. Chłopak wie, gdzie ma się odbyć ceremonia i na czym będzie polegała, na pewno cię o tym poinformuję bo ode mnie tego nie wyciągniesz.  A teraz pożegnam was.
Machnął różdżką, świat zawirował i oboje wylądowali w lochach Slyhteinu.
- Draco… na czym polega ta ceremonia? – spytał i pomógł mu się podnieść. 
Blondyn spojrzał na niego, a raczej jego oczy i wyszeptał:

- Zabić… musisz zabić… 

ROZDZIAŁ XVII "ZAKAZANY LAS "


Harry Potter wraz z Draco Malfoy'em szli pewnym krokiem do Zakazanego Lasu. 
Czarny był ubrany w granatową koszulę, podchodzącą pod czerń, ciemne przylegające ale nie za obcisłe spodnie oraz ciemnozielone trampki z białymi sznurówkami. Blondyn miał zaś na sobie czarną koszulę,
 dobrze dopasowany czarny garnitur, eleganckie buty oraz dopasowane spodnie również
 w odcieniu czerni. Nocą  temperatura powietrza spada, Harry mówił blondynowi, aby się 
ubrali cieplej lecz Draco stwierdził, że nie mogą ubrać się prostacko, a teraz oboje marzną na zimnym wietrze. 
 Długo szli w zupełnym milczeniu. Harry oglądał się  co chwilę za siebie sprawdzając czy 
nikt ich przypadkiem nie śledzi.  Mocniejszy podmuch wiatru przeszedł ciała obu chłopaków, przez co skulili się w sobie. Zielonooki zobaczył chatkę gajowego, który był 
środku, o czym sugerowało światło pobłyskujące w jednym z okienek.
- Skręćmy tam, Hagrid jest w domku. Może nas zobaczyć. - odezwał się Harry. 
Blondyn w zgodzie kiwnął głową i skręcili do Zakazanego Lasu. Czarne, powykręcane
 sylwetki drzew lasu odcinały się na tle ciemnego, bezkresnego nieba, wywołując wyraźne uczucie niepokoju, a miękki szelest trawy pod ich stopami rozbrzmiewał  Draco w głowie zwielokrotnionym echem. Z zachodu można było usłyszeć rozpaczliwe wycie wilkołaka, 
kiedy dotarli do miejsca spotkania Czarnego Pana ani nikogo tam nie było. 
Obaj wymienili ze sobą spojrzenia rozglądając się po okolicy. Krążyli wokół własnej osi przyglądając się drzewom oraz niebu w zajęciu czymś czasu. Z północy wiał zimny ale słaby wiatr, który mroził im krew w żyłach i wywoływał nie przyjemne dreszcze. Księżyc, który 
był na niebie dodawał okolicy jeszcze bardziej mrocznego wyglądu.

- Tak, jesteśmy chyba za wcześnie, jeszcze nie ma północy. Nie pomyliłbym chyba daty 
czegoś tak ważnego! W czasie kiedy czekali cztery razy przeleciał nad nimi duży czarny kruk... skrzeczał za każdym razem, gdy zataczał olbrzymie koła. 
W powietrzu zaczęła unosić się czarna mgła. Oboje na nią spojrzeli, robiła się coraz obszerniejsza im gęstsza. Po chwili zaczęły ukazywać się w niej postacie.

- Jesteś pewien, że to dzisiaj miałem się tu zjawić? - spytał Harry siadając na jednym
 z pobliskich konarów, od chodzenia zabolały go nogi. Draco zatoczył się w kółko obserwując pilnie to co ich otaczało.
Draco nie zastanawiał się długo kim są owe osoby. Był tam na pewno Severus Snape , który stał obok siostry jego matki - Bellatrix Lastrange. 

Za najważniejszą osobą z pośród nich stali  trzej mężczyźni w srebrnych maskach. 
Jednym z nich był niejaki Gibbon. Był mężczyzną dość wysokiego wzrostu o dobrej budowie ciała. 
Harry gdy go zobaczył zdziwił się trochę, nigdy nie widział żadnego śmierciożercy aż tak
 z bliska i myślał że są nie co większej postury. Następnym z nich był Stanley Shunpike, z tego co wiedział o nim Malfoy, był konduktorem Błędnego Rycerza. Ostatnim z trzech pozostałych śmierciożerców był nie kto inny jak Thorfinn Rowle. Był wielkim, barczystym mężczyzną o blond włosach. 
Miał na sobie, tak samo jak pozostali czarną szatę oraz srebrną maskę, ale on jako jedyny miał założony kaptur.
Przed wszystkimi stał nie kto inny jak Lord Voldemort. Był w swojej wężowej postaci, a jego skóra w świetle księżyca wydawała się jeszcze bardzie bledsza jak ostatnio widział go Harry, dokładnie dwa lata temu. Spojrzał w jego czerwone oczy, gdy czarny Pan zorientował się, 
że chłopak na niego patrzy, wysyczał:
- Witaj, Harry Potterze...

ROZDZIAŁ XVI "ZNAK"

Blond-włosy chłopak o chłodnym,  spojrzeniu przemierzał szkolne korytarze przeklinając pod nosem. Musiał objąć dyżur za przyjaciółkę, Pansy. Dziewczyna zapadła się pod ziemię, 
po zajęciach gdzieś zniknęła w towarzystwie dwóch Ślizgonek, zapewne wymknęły się do Hogsmeade na zakupy i inne babskie sprawy. Draco był wyrozumiały, ale nienawidził kiedy musiał odwalać za kogoś robotę. Fakt, to tylko patrol, nic męczącego, jednak świadomość, 
że powinien to robić ktoś inny doprowadzała go do szału.
W obecnej chwili mógłby być teraz gdzie indziej, gdziekolwiek, byle by z Harrym. Bardzo go polubił. Musiał mu przekazać wieści od Czarnego Pana, a były one bardzo ważne. Skręcając 
w jeden z korytarzy zobaczył tam dziewczynę, a była nią - nie kto inny jak Pansy Parkinson.
- Pansy! - krzyknął Draco - Widzę, że już jesteś, a teraz rób to co miałaś robić wcześniej. Wracam do Lochów.
Draco gdy wszedł do Pokoju Wspólnego, zobaczył Harry'ego siedzącego przy stole z Blaisem, Teodorem i Jasmin, grali w szachy. Podszedł do nich i stanął za Potterem.
– Zrobisz w końcu ten ruch? – spytała zirytowana czekaniem, szczupłe dłonie oparła za plecy.
– Staram się nie przegrać. - powiedział Teodor
– I tak przegrasz – dogryzła mu z szerokim uśmiechem. Harry grał z Theo, a Jasmin z Blaisem.
– Jakim cudem dziewczyna może być tak piekielnie dobra w szachach? – spytał, patrząc 
z podziwem na drobną, blond-włosą  istotkę która miała zaledwie 160 centymów wzrostu i dobre 46 kilogramów kości i skóry.
- BU!  - krzyknął Draco do ucha  Bliznowatego, chwytając go mocno za ramiona. Czarny odwrócił się przerażony, gdy zobaczył kto był jego prześladowcą uśmiechnął się przebiegle.
- Masz 30 sekund życia, grajcie sami, zostawiam was. - powiedział do trójki przyjaciół z którymi grał i zaczął gonić platynowego blondyna, który wyszedł chwilę przed nim. Gdy go dopadł w ich wspólnym dormitorium,  powalił blondyna na łóżko.
- To kara, za straszenie mnie. Zobaczymy czy masz łaskotki - powiedział i zaatakował palcami Draco, który wił się pod nim niemiłosiernie, zwijając ze śmiechu.
- D-dosyć! Nie mogę ..! - wrzasnął w śmiechu gdy mógł złapać oddech. Harry momentalnie przestał i usiadł na jego biodrach.
- Hmm... - przyłożył teatralnie rękę do twarzy - ... zgoda. Zaznaj mojej łaski. Oboje zaczęli się śmiać. Potter  zszedł z niego i usiadł na brzegu łóżka.
- Dobra... do rzeczy. Mam wieści od Czarnego Pana. Jest zadowolony i chcę się z tobą spotkać w Zakazanym Lesie jutro o północy.
- Świetnie... Jutro, a mówił coś jeszcze? I czy możesz iść ze mną?
- Powiedział tylko tyle i mogę iść z tobą, a nawet powinienem. Chcesz mieć Mroczny Znak? - brunet odwrócił się i spojrzał na niego.
- Nie wiem czy to będzie możliwe.
- Na pewno będzie, wykorzysta każdą możliwą okazję by mieć cię blisko.
- Jeśli tak... to tak. - odparł  patrząc w jego oczy.
Draco podniósł się, zdjął marynarkę, pod nią miał czarną koszulę z krótkim rękawem, wiedział że przy Harrym może odsłaniać ręce, podszedł do biurka, chciał zrobić lekcję na wtorkowe zajęcia u Profesor McGonnagal.
Harry siedział na brzegu łózka, przyglądając się lewemu ramieniu Draco, który aktualnie siedział przy biurku zerknął z ukosa na Bliznowatego.
– Znowu  napawasz się jego widokiem? – spytał. Harry podniósł wzrok na blondyna, uśmiechając się przy tym nikle.
- Tak. Jest interesującym obiektem - uśmiechnął się. Draco pokręcił głową i wrócił do swojego wcześniejszego zajęcia. Potter dalej się na niego gapił ale ten to ignorował. Po dłuższym czasie gdy czuł, że Harry nie spuszcza wzroku z jego ręki, westchnął i powiedział:
- Dobra... nie patrz się tak bo oczy ci wyjdą.
Harry zarumienił się, nie wiedział skąd blondyn wiedział, że ten się na niego patrzy, 
a w zasadzie na jego rękę. Szybko spuścił wzrok i zaczął przygotowywać rzeczy, by następnie udać się pod prysznic.
Poszedł w ciszy do olbrzymiej łazienki. Gdy brał prysznic rozmyślał nad wszystkim... nad spotkaniem z Voldemortem, nad tym co powiedzą nauczyciele, Hermiona i Ginny, które 
broniły go przed Ronem... O tym co będzie musiał robić.
Ale zrozumiał, że nie obchodzi go to co inni pomyślą, on chcę zdobyć potęgę i nie zdobędzie jej gdy nie będzie dążył do celu.
Gdy wyszedł po godzinie Draco już spał, zanim się położył poszedł wykapać się w łazience prefektów. Harry wkrótce dołączył do objęć Morfeusza.



         ***


- Panie... O co chodzi z Potterem? - wysyczała zdeterminowana Bellatrix Lestange.
- On..... Dołączy do nassss... - rzekł dumnym głosem, przesiąkniętym pogardą. Co prawda, kobieta należała do Wewnętrznego Kręgu ale do nie których spraw nie powinna się pchać.
- Panie... to może być podstęp! - wytrzeszczyła oczy w szoku, i jej do tej pory pytający wyraz twarzy zmienił się na wściekły.
- Zamilcz! Wiem.... on chce... zrobi wiele by do nasss dołączyć... Zmienił się, nie trudno to dostrzec zwłaszcza, gdy Dracon zaczął się z nim zadawać. Myślęęęę nad zadaniem dla niego!
- Panie... - powiedziała po raz kolejny, choć w podświadomości wiedziała, że kwestionowanie zasad Czarnego Pana, może skończyć się Crucio.
- Zamilcz! Powiedziałem, a teraz odejdź! - wysyczał wściekły, nienawidził gdy ktoś mu się sprzeciwiał. 
- Tak, tak panie... już, już odchodzę - powiedziała na swój typowy sposób.
Kobieta wyszła z pomieszczenia i udała się do posiadłości Malfoy Manor, gdzie do tej pory znajdowała się jej kuzynka. Musiała przekazać jej wieści o tym co prawdopodobnie w bliskiej przyszłości się wydarzy i co zmieni całą sytuacje w magicznym świecie.

ROZDZIAŁ XV "FELIX FELICIS"

 Na zielarstwie większość uczniów z uwagą słuchała tego, co mówił profesor.
Dzisiejszego dnia zajmowali się Jadowitą Tentakulą. Harry Potter był pogrążony w własnych myślach. Kiedy patrzył na twarze tych wszystkich ludzi, w jakiś sposób robiło mu się niedobrze. Nie mógł doczekać się odpowiedzi, na jego pytanie, jaką Draco miał przekazać Voldemortowi.
-Tak więc, moi drodzy, zapamiętajcie sobie, że z tą rośliną nie ma żartów. Jadowita Tentakula może wstrzyknąć jad każdemu nieszczęśnikowi, który ją dotknie. Do tej rośliny trzeba podchodzić z kompletnym strojem ochronnym. Na dzisiaj koniec teorii, na następnych zajęciach nauczycie się jak podchodzić do niej oraz jak ją odpowiednio pielęgnować. To wszystko, zdejmijcie odzież ochronną. Możecie się rozejść. – Profesor Sprout zakończył zajęcia. 
 Wszyscy uczniowie po kolei podchodzili do szafek i odkładali fartuchy. Młodzież ze Slytherinu,  Gryffindoru oraz Ravenclawu wychodziła z cieplarni w radosnych nastrojach. 
Harry na następną lekcję poszedł wraz z Pansy, Draco i Theodorem.
Na korytarzu zobaczył bliźniaków Weasley, którzy patrzyli na niego wściekli, spojrzał na nich
 i uśmiechnął się zadowolony  mając po obu stronach przyjaciół co zdenerwowało widocznie dwójkę rudzielców bo przybrali koloru dorodnej piwonii. Ich lekcja miała być z Gryfonami. 
Potter po raz rugi dzisiaj natknął się na Weasley'ów. Spojrzeli na niego wściekle na co ten nie pozostał dłużny. Pojedynek  spojrzeń przerwało skrzypienie otwierających się drzwi.
 Profesor Slughorn ubrany w bordowe zwiewne szaty zaprosił uczniów gestem ręki do sali.
– Proszę, zapraszam. Tak, tak. Dzień dobry. Dzień dobry, też mi miło –witał się żarliwie 
z każdym uczniem.Drzwi do klasy zamknęły się. Uczniowie pośpiesznie zajmowali jak najlepsze miejsca. Harry, chcąc dopiec Ślizgonowi, podszedł do pierwszego stolika, zaraz 
na wprost pulpitu nauczycielskiego. Draco, kręcąc głową zmierzał za byłym Gryfonem,  oczywiście ku zniesmaczeniu Rona. Weasley, nie chcąc dać po sobie poznać niezadowolenia, ruszył za nimi. 
– Moi drodzy. – Slughorn starał się już uciszyć rozgadaną młodzież. 
– Na dzisiejszych zajęciach proponuję zrobić  konkurs. Jest to nasza pierwsza wspólna lekcja 
i nie chciałbym od razu wyjść na nie wiadomo jak wymagającego nauczyciela. Pewnie będzie to dla was miłą zmianą, po tym jakie metody stosował profesor Snape. – klasa zaśmiała się cicho.
 – A więc do rzeczy. – Nauczyciel klasnął w dłonie, podchodząc do małego stolika, który stał zaraz na środku pomieszczenia.  Zgrabnym ruchem ręki ściągnął szary materiał. Na stojaku ukazała się mała ampułka wypełniona złocistym płynem.
– To jest Felix Felicis, tak zwane płynne szczęście. Ta mała porcja tego niezwykłego eliksiru będzie nagrodą za najlepiej uwarzony Wywar Żywej Śmierci. Instrukcję znajdziecie w podręcznikach. A teraz do kociołków!
- Profesorze... - zaczął Harry - .. chodzi o to, że niedawno moje wszystkie podręczniki uległy
 nie przyjemnemu wypadkowi jakim było podpalenie. Jest jakiś zapasowy podręcznik z którego mógłbym skorzystać.
- Ależ oczywiście, że są podejdź do półki na końcu klasy i wybierz sobie jakąś.  
Chłopak kiwnął głową i podszedł do szafki. Były w niej dwa podręczniki, jeden bardzo zniszczony i powyginany, a drugi idealny . Skierował się instynktem i wybrał ten pierwszy. Podszedł do wolnej ławki i zaczął robić eliksir. 
W książce były poprzekreślane niektóre słowa i zmieniona treść. Spojrzał na okładkę. "Własność Księcia Półkrwi". Myślał przez chwilę ale nic mu to nie mówiło i wrócił do robienia eliksiru według zmienionej treści. Gdy wszyscy już skończyli a w zasadzie próbowali zrobić 
jak najlepiej, profesor zaczął chodzić po klasie i sprawdzać eliksiry. Na razie nikomu nie 
udało się zrobić tego poprawnie. Gdy podszedł do niego, wrzucił do kociołka, kwiatek i po chwili odparł:
– No Harry, jestem pod wrażeniem. – Profesor Slughorn poklepał młodego czarodzieja po ramieniu. – Widać, że odziedziczyłeś talent po swojej matce.
– Dziękuję bardzo – odparł zielonooki, odbierając z rąk nauczyciela Felix Felicis.
– Tylko użyj go mądrze, mój drogi chłopcze. – Sędziwy mężczyzna rozejrzał się po klasie. – Wszystkim wam poszło dzisiaj znakomicie, jednakże to pan Potter zasłużył na nagrodę. 
Na dzisiaj koniec zajęć.. Możecie się rozejść.

- Przepraszam czy ja mogę zatrzymać ten podręcznik? - spytał Harry zanim wyszedł z klasy.- Proszę bardzo, nie mam nic przeciwko, a przez jego stan i tak chyba nikt inny go nie zechce,
 a tobie przez najbliższy okres czasu naprawdę się przyda. Cóż .. lepiej jakiś stary i zniszczony niż totalny jego brak.  - powiedział i uśmiechnął się, a Bliznowaty  natychmiast wyszedł z klasy próbując dogonić grupkę Ślizgonów.

Zamów Proroka Codziennego