piątek, 16 stycznia 2015

ROZDZIAŁ XVII "ZAKAZANY LAS "


Harry Potter wraz z Draco Malfoy'em szli pewnym krokiem do Zakazanego Lasu. 
Czarny był ubrany w granatową koszulę, podchodzącą pod czerń, ciemne przylegające ale nie za obcisłe spodnie oraz ciemnozielone trampki z białymi sznurówkami. Blondyn miał zaś na sobie czarną koszulę,
 dobrze dopasowany czarny garnitur, eleganckie buty oraz dopasowane spodnie również
 w odcieniu czerni. Nocą  temperatura powietrza spada, Harry mówił blondynowi, aby się 
ubrali cieplej lecz Draco stwierdził, że nie mogą ubrać się prostacko, a teraz oboje marzną na zimnym wietrze. 
 Długo szli w zupełnym milczeniu. Harry oglądał się  co chwilę za siebie sprawdzając czy 
nikt ich przypadkiem nie śledzi.  Mocniejszy podmuch wiatru przeszedł ciała obu chłopaków, przez co skulili się w sobie. Zielonooki zobaczył chatkę gajowego, który był 
środku, o czym sugerowało światło pobłyskujące w jednym z okienek.
- Skręćmy tam, Hagrid jest w domku. Może nas zobaczyć. - odezwał się Harry. 
Blondyn w zgodzie kiwnął głową i skręcili do Zakazanego Lasu. Czarne, powykręcane
 sylwetki drzew lasu odcinały się na tle ciemnego, bezkresnego nieba, wywołując wyraźne uczucie niepokoju, a miękki szelest trawy pod ich stopami rozbrzmiewał  Draco w głowie zwielokrotnionym echem. Z zachodu można było usłyszeć rozpaczliwe wycie wilkołaka, 
kiedy dotarli do miejsca spotkania Czarnego Pana ani nikogo tam nie było. 
Obaj wymienili ze sobą spojrzenia rozglądając się po okolicy. Krążyli wokół własnej osi przyglądając się drzewom oraz niebu w zajęciu czymś czasu. Z północy wiał zimny ale słaby wiatr, który mroził im krew w żyłach i wywoływał nie przyjemne dreszcze. Księżyc, który 
był na niebie dodawał okolicy jeszcze bardziej mrocznego wyglądu.

- Tak, jesteśmy chyba za wcześnie, jeszcze nie ma północy. Nie pomyliłbym chyba daty 
czegoś tak ważnego! W czasie kiedy czekali cztery razy przeleciał nad nimi duży czarny kruk... skrzeczał za każdym razem, gdy zataczał olbrzymie koła. 
W powietrzu zaczęła unosić się czarna mgła. Oboje na nią spojrzeli, robiła się coraz obszerniejsza im gęstsza. Po chwili zaczęły ukazywać się w niej postacie.

- Jesteś pewien, że to dzisiaj miałem się tu zjawić? - spytał Harry siadając na jednym
 z pobliskich konarów, od chodzenia zabolały go nogi. Draco zatoczył się w kółko obserwując pilnie to co ich otaczało.
Draco nie zastanawiał się długo kim są owe osoby. Był tam na pewno Severus Snape , który stał obok siostry jego matki - Bellatrix Lastrange. 

Za najważniejszą osobą z pośród nich stali  trzej mężczyźni w srebrnych maskach. 
Jednym z nich był niejaki Gibbon. Był mężczyzną dość wysokiego wzrostu o dobrej budowie ciała. 
Harry gdy go zobaczył zdziwił się trochę, nigdy nie widział żadnego śmierciożercy aż tak
 z bliska i myślał że są nie co większej postury. Następnym z nich był Stanley Shunpike, z tego co wiedział o nim Malfoy, był konduktorem Błędnego Rycerza. Ostatnim z trzech pozostałych śmierciożerców był nie kto inny jak Thorfinn Rowle. Był wielkim, barczystym mężczyzną o blond włosach. 
Miał na sobie, tak samo jak pozostali czarną szatę oraz srebrną maskę, ale on jako jedyny miał założony kaptur.
Przed wszystkimi stał nie kto inny jak Lord Voldemort. Był w swojej wężowej postaci, a jego skóra w świetle księżyca wydawała się jeszcze bardzie bledsza jak ostatnio widział go Harry, dokładnie dwa lata temu. Spojrzał w jego czerwone oczy, gdy czarny Pan zorientował się, 
że chłopak na niego patrzy, wysyczał:
- Witaj, Harry Potterze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zamów Proroka Codziennego