Minęły już dwa dni, a Harry Potter dalej nie wybudził się ze śpiączki, co spotkało się
z wszechobecnym niepokojem w murach Hogwartu.
Pani Pomfrey przekazała, że połączenie dwóch zaklęć torturujących z ogromną nienawiścią
ze strony rzucającego mogło spowodować barierę ochronną wokół chłopca, która wytworzyła się wbrew jego woli. Prawdopodobnie starożytne zaklęcie, które wypowiedziała Lily gdy Voldemort chciał zabić ją i jej rodzinę do teraz dawało o sobie delikatne oznaki.
Chłopak, którego świadomość została zamknięta w świecie jego własnych wspomnień
i marzeń , cierpiał i przeżywał od nowa i od nowa scenę, gdy został zaatakowany przez swojego byłego najlepszego przyjaciela. Nie tylko, widział też śmierć Cedrika, Syriusza.. wszystkich osób ważnych dla niego, wszyscy nie żyją. Najważniejszy był dla niego jego ojciec chrzestny, który dalej by stąpał wśród żywych. Pottera męczyła jedna bardzo ważna myśl,
skoro Black dostał zaklęciem uśmiercającym w takim razie gdzie jest jego ciało?
Po Diggorym zostało czemu jego po prostu zniknęło? To ciągle go męczyło, przecież to było nie możliwe, ciało zawsze zostaje, a dusza odlatuje, a w tym przypadku obie te jednostki zniknęły.
Słyszał wszystko co się dzieje w okół niego i był tego świadomy ale nie mógł zrobić żadnego ruchu ani nic powiedzieć, był jak sparaliżowany, nawet jego powieki odmawiały mu posłuszeństwa. Chłopak nie wiedział ile razy już to wspomnienie widział, lecz za każdym
razem ogarniała go fala wściekłości, z każdym razem gdy widział ten scenariusz w głowie coraz bardziej nienawidził rudzielca. Czuł coraz większą pustkę po Syriuszu, który był dla
niego prawie jak ojciec, którego nigdy nie miał.. był jego jedyną rodziną, którą pokochał i którą odebrano mu po dwóch latach.
Chciał stąd wyjść, chciał się obudzić i nie patrzeć już na to. Harry czuł, że dłużej nie wytrzyma
i postrada zmysły, jeżeli w jego stanie byłoby to możliwe.
W czasie gdy ten zapadł w śpiączkę Draco się obudził, o czym Vanessa od razu poinformowała panią Pomfrey. Wypytywali go co się stało kilkanaście razy a, ten cały czas odpowiadał, że stracił panowanie nad miotłą, która z dziwnych powodów robiła to co chciała.
- Ile jest nie przytomny? - spytał młody Malfoy, gdy podano mu eliksiry wzmacniające, przeciwbólowe i wiele innych, które w smaku były nie do zniesienia, zwłaszcza jeden koloru krwisto-czerwonego. Kobieta spojrzała na niego z żalem, wiedziała o tym, że są przyjaciółmi,
a nie może ukrywać niczego przed nim.
- Trzy dni, wokół jego ciała wytworzyła się bariera ochronna na skutek rzucenia w niego dwóch zaklęć, prawdopodobnie torturujących ze szczególną nienawiścią i okrucieństwem...
Gdy był mały jego matka ochroniła go przed śmiercią starymi zaklęciami i teraz prawdopodobnie dały o sobie znać. A co do nich to były dwa, które nie są do tej pory nam znane i nawet nauczyciele Obrony przed czarną magią o nich nie słyszeli.
- Co one robiły, znaczy się... jak działały? - spytał zdziwiony podnosząc wzrok na stojącą przy nim Vanessę. Za blondynką stał Blaise i Pansy.
- Ono.. - westchnęła smutna - .. skurczyło mu klatkę piersiową i rozcięło żyły na rękach i skórę również, doszło do silnego krwotoku - powiedziała lekko zaniepokojona pielęgniarka, tym jak chłopak to przetrawi.
Draco wzdrygnął się na to co usłyszał, mimo wszystko był dalej spokojny ale na jego twarzy malował się gniew.
- Kto mu to zrobił?! - spytał wściekły.
Chciał usiąść, podparł się ręką by tego dokonać ale ból, który przy tym doznał był zbyt duży
i był zmuszony pozostać w stanie leżącym.
- Nie wiemy tego... podaję mu eliksiry ale nic nie działa na pana Pottera.
Draco zacisnął mocno oczy, nie raz został potraktowany Cruccio ale nigdy nie skurczono mu płuc i nie porozcinano żył... Nie chciałby być w jego skórze.
Nikt by nie chciał. Przez chwilę poczuł jakby jego ciało przeżywało to samo co Pottera
w tamtym czasie
***
Minęły kolejne trzy dni, Draconowi się poprawiało ale dalej bardzo bolały go żebra i lewa noga. Kiedy Ślizgoni i pani Pomfrey weszli do Skrzydła Szpitalnego, Malfoy podniósł się obolały
i zaniepokojony, spytał:
- Czemu on się jeszcze nie obudził?
- No właśnie. I czy wiadomo wreszcie kto mu to zrobił, kto IM to zrobił? - dodała Pansy Parkinson dodając nacisk na trzecie słowo od końca zadania.
Pani Pomfrey przeleciała po wszystkich zaniepokojonym wzrokiem nie odpowiadając, mimo, że chciała wiedzieć sama dalej nic nie wiedziała. Ciemnowłosa dziewczyna zaczęła nerwowo stukać stopą o parkiet.
- Rozumiemy, że się o niego martwicie, ale jego magia nas nie przepuszcza, w zasadzie magia jego.. matki. Eliksiry też nie działają, a mimo to powinny, jedyne co musimy zrobić to czekać... Nic innego nam nie pozostało. Jeżeli nie wybudzi się w ciągu dwóch dni, jesteśmy zmuszeni wysłać go do Świętego Munga, a co do pana Malfoy'a to zaatakował Ronald Weasley do czego sam się przyznał, a Harry'ego... dalej nie wiemy... Musimy czekać, aż będzie przytomny i sam wszystko nam powie... - na ostatnie zdanie znacznie ściszyła głos
- To na pewno Weasley! - z tłumu wyłoniła się blond głowa Vanessy z wściekła miną na pięknej, nawet w takich nie przyjemnych dla nikogo sytuacjach, twarzy .
- Dopóki pan Potter się nie obudzi nie możemy nikogo podejrzewać. To nie wskazane, jak powiedział Dumbledore. Możemy przypuszczać wiele rzeczy ale bez podstawowych wniosków nikt nie może być winny. - powiedziała smutna kobieta.
Blondynka poczerwieniała i zacisnęła drobne ręce w pięści, tak, że pobielały jej kostki.
- Jestem pewna że to ten cholerny Wiewiór! Mówię wam wszystkim! Jeszcze zobaczycie!
Wrzasnęła drżącym się głosem i załamana jak i wściekła wybiegła szybko z pomieszczenia, głośno trzaskając drzwiami, by następnie udać się w spokoju na błonia. Wiedziała co teraz będzie, rodzice pozwolili jej chodzić do Hogwartu pod jednym warunkiem, będzie spokojnie,
a teraz .. po takich wydarzeniach na pewno ją stąd zabiorą, nie pozwolą jej uczęszczać do takiej szkoły ... i wiedziała, że oni nie rzucają słów na wiatr, była pewna, że dyrektor na polecenia jej rodziny od razu ich powiadomi o całej sytuacji.
Wzrok wszystkich przez dłuższy moment był utkwiony w mosiężnych drzwiach, przez które przed chwilą wyszła.
Po godzinie czuwania i cichych rozmów inni też opuścili Skrzydło Szpitalne zostawiając nieprzytomnego chłopaka w pomieszczeniu. Wszyscy się o niego martwili, na początku każdy robił co w swojej mocy by mu pomóc lecz na darmo ...
Czas...
Czas był teraz panem sytuacji..
To on rozdawał karty w tej grze...
Czy tego chcieli czy nie..
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz