Na śniadaniu, Harry usiadł pomiędzy Blaisem i Vanessą. Na przeciwko niego siedzieli Draco, Teodor i Jack. Spojrzał na swój talerz, a później na to co skrzaty zrobiły. Potter nałożył sobie łososia z ryżem. Co jak co ale nie tylko pokoje były lepsze u Ślizgonów. Potrawy też i to o wiele lepsze.
- Draco? Co z drużyną? - spytał Harry kierując wzrok na Malfoya.
Ten przestał jeść i spojrzał na stół Gryffindoru z niewiadomych powodów i z powrotem na niego.
- Cóż... Jesteś nowym szukającym - Harry ucieszył się. Chwila... a kim ty ? - pomyślał
- Ja teraz jestem pałkarzem... wiesz, nie muszę odbijać koniecznie piłek, można uderzyć pewien ważny narząd człowieka przypominający kulę... - uśmiechnął się chytrze, spoglądając na Gryfonów.
- Co z byłym pałkarzem? - spytał bliznowaty wkładając sobie do ust kolejny kawałek łososia.
- Nie chciał już grac, zbyt wiele razy miał wypadki, chciał odejść wcześniej ale nie było to możliwe, a grał całkiem dobrze, nikt nie chciał wejść na jego miejsce, i tak wyszło, że go zastąpiłem. Nie umiał po prostu grac... A ty jesteś nawet dobrym szukającym.
- Świetnie! Ej, nie zgadniesz kto został szukającym Gryfonów! - przerwał, co wzbudziło napięcie wszystkich.
- Ron! - Ślizgoni wybuchnęli śmiechem przyciągając na siebie wzrok Gryffindoru.
Blaise wtrącił się do rozmowy:
- Zobaczymy jak potrafi łapać.
Spojrzał na miskę w której było reszta ryżu, który jedli, wyciągnął różdżkę, użył zaklęcia lewitującego i trzymał tak długo aż cały Slytherin będzie patrzał na niego.
- Ej, Weasley! - krzyknął ale rudy go zignorował.
- Ty! Wesley! - pomogła mu Vanessa.
- Złap to! - krzyknął i za pomocą różdżki rzucił w niego wielką kulą z ryżu.
Ron przerażony wyciągnął ręce do góry i dostał białą papkę prosto w twarz, który spadł wolna na jego kolana, brudząc inne części szaty. Wszyscy zaczęli się z niego śmiać.
- Widzicie? Wygramy przyszły mecz! - powiedział entuzjastycznie Teo. Powiedziawszy to, wszyscy wrócili do jedzenia swojego posiłku.
- Słuchajcie, mamy taki pomysł - zaczął Draco - ... zrywamy się dzisiaj z lekcji i omawiamy co
i jak z drużyną.
Wszyscy spojrzeli na niego, a Harry spytał:
- Nie odejmą nam za to punktów?
Malfoy skończył przeżuwać swój posiłek i powiedział:
- Wiesz... skoro profesor Snape jest opiekunem naszego domu... i nie lubi odejmować mu punktów..
Potter kiwnął głową.
Po śniadaniu cała drużyna i parę innych osób wyszli jako pierwsi z Wielkiej Sali budząc lekkie zainteresowanie każdego z trzech pozostałych domów i ruszyli do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Stół Gryffindoru zaczął szeptać między sobą.
- Ciekawe co knują..... - powiedział pod nosem Ron niby do siebie ale Hermiona go usłyszała, tak samo jak cała reszta.
- Ron! -krzyknęła Ginny patrząc wściekle na swojego brata - jak możesz tak mówić o Harrym! Dalej jest jednym z nas! Nie zapominaj o tym!
Wszyscy spojrzeli w ich stronę ale nie zwracali na to uwagi.
- Harry nie jest już jednym z nas tak samo jak już nie jest moim przyjacielem. Zobaczysz... on nie będzie już sobą w obecności tych Węży! - warknął w stronę smutnej siostry.
Ginny wstała i powiedziała głośno do Rona:
- Życie nie jest bajką, tego nauczyłam się przez 16 lat. A Harry dalej jest moim przyjacielem i ty dalej powinieneś go akceptować. Byliście przyjaciółmi od prawie sześciu lat! Zawsze trzymaliście się razem z Hermioną. To nie on niszczy waszą przyjaźń tylko ty! - krzyknęła
i wyszła szybkim krokiem z Wielkiej Sali zwracając na siebie uwagę wszystkich tam obecnych oraz zostawiając osłupiałego Rona.
Kiedy grupka Ślizgonów dotarła już do Pokoju Wspólnego od razu rozsiedli się wygodnie na kanapach i fotelach jakie były w środku.
- Więc.... Omawiamy taktykę. Nie przegramy tego meczu. Mamy gwarantowaną wygraną ale ... cóż... zdenerwujemy ich trochę... pobawimy się, damy im na początku lekkie szanse, że niby oni wygrają, a później damy z siebie wszystko i wygraną mamy gwarantowaną... - ciągnął Draco i omawiał wszystkie taktyki i tricki jakie obmyślał przez ostatni czas.
Wiedział, że dając Harry'ego na pozycję szukającego na pewno wygrają.
Jak ten był jeszcze w Gryffindorze zawsze wygrywał i teraz gdy jest w Slytherinie na pewno też tak będzie. Nie mógł się mylić.
- A co jeśli oni naprawdę zagrają lepiej od nas? - spytał jeden z graczy. Draco, rzucił chłopakowi mordercze spojrzenie, wstał i zaczął krążyć w pomieszczeniu niczym nietoperz.
- Nie zagrają! Nie ma takich szans! Dobra to tak:
drużyna liczy siedmiu zawodników – trzech ścigających, dwóch pałkarzy, obrońcy
i szukającego.
Ścigającymi zostali Marcus Flint*, Terence Higgs i Pansy. Ja i Blaise jesteśmy pałkarzami, obrońcą, a w zasadzie obrończyniąjest siedząca obok mnie Vanessa Smith, a szukającym jesteś ty. A i ja oczywiście jestem kapitanem ale to chyba wiesz - mówiąc to zwrócił się do Harry'ego, który pokiwał głową na znak zrozumienia.
Cały wieczór omawiali taktyki, które mogli użyć przeciwko Gryfonom. Nikt się nie sprzeciwiał, bo plan, który miał Dracon był naprawdę dobry i na sto procent go wcielą w życie.
Gdy siedzieli w Pokoju Wspólnym, połowa drużyny już go opuściła i nikt nie widział sensu w dalszym gromadzeniu się tam i udali się do swoich dormitoriów, jak i do stołówki albo na błonia.
Następnego dnia, tak jak mówił Malfoy nie odjęli im punktów karnych za brak udziału na lekcjach. Severus Snape otrzymał już informację od prefekta dlaczego ich nie było i uznał to za słuszne. Nie odejmował by punktów swojemu domowi bez sensownych powodów, ale innym to co innego... Od tej pory wszyscy czekali na dzień meczu. Gryfoni chodzili bardzo poddenerwowani i spięci. Blaise gwarantował, że Ron wleci w publiczność za pogonią znicza,
a Teodor, że spadnie z miotły gdy będzie próbował go złapać. Następne dni mijały dla Ślizgonów bardzo długo i tak jakby nigdy miał nie nastąpić koniec owego dnia.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wreszcie nadszedł tak długo wyczekiwany dzień meczu. Wszyscy przez cały tydzień ćwiczyli najbardziej jak mogli i wtedy gdy mieli czas wolny bez przerwy. Taktyka Slytherinu była ustawiona tak jak taktyka Gryffindoru.
Wszyscy od rana byli uśmiechnięci. Na trybunach, wokół boiska do Quidditcha gromadzili się uczniowie z wszystkich czterech domów. Komentator przygotowywał się do mówienia. Można było dostrzec, że drużyna Ślizgonów szykuje się do lotu
- Dzisiejszy mecz rozegrają Gryfoni i Ślizgoni. W skład drużyny Gryfonów wchodzą: Johnson, Bell, Robnis, Spinnet, Ginny Wesley, George Weasley i Fred Wesley . Uda im się pokonać Ślizgonów? Na boisko wlatuje drużyna Ślizgonów! W składzie drużyny Ślizgonów znajduje się: Potter, Malfoy, Zabini, Parkinson, Smith, Flint, Higgs.
***
- Minęło pół godziny gry ! Wynik to 80:30 dla … Ślizgonów ! Tak trzymać ! Pokażcie im co to jest prawdziwa gra ! Wspaniale ! Iiii … gooooooooooool ! – po trybunach potoczyły się głośne wiwaty Ślizgonów i niezadowolone jęki Gryfonów. Harry z zadowoleniem obserwował z góry przebieg gry. Wszystko szło jak na razie zgodnie z ich planem. Harry zaczął obserwować chłopaka i czekał aż ten zwabi do siebie szukającego Gryfonów, ale ... coś było nie tak...
Nagle miotła Malfoy’a zaczęła się trząść. Zaczęła szaleć i robić wszystko, by tylko zwalić
osobę na niej siedzącą. Blondyn niestety nie utrzymał się… Spadł. Z dwudziestu metrów na plecy. Harry z Blaisem momentalnie zlecieli na dół i zeskoczyli z miotły. Gra zatrzymała się,
a cała publiczność wstała. Ślizgon zemdlał. Nic dziwnego, w końcu upadł na plecy.
Komentator zatrzymał grę. Zaraz po nich cała drużyna zleciała na ziemię, obeszli Dracona, Blaise'a i Harry'ego naokoło. Nikt nie wiedział, co robić. Zaczęli panikować, gdy usłyszał
głosy i postać Rona zlatującego w dół oraz Hermiony przeskakującej przez barierkę, następnie biegnących w jego kierunku.
Tylko oni zareagowali, wszyscy inni byli w zbyt dużym szoku i nic nie mówili.
- Harry!! Nic ci nie jest? – Krzyknęła Hermiona. – I widzisz Ron, co narobiłeś? Mówiłam ci, żebyś zostawił jego miotłę w spokoju! Niezależnie od powodów nie miałeś prawa robić mu krzywdy!
- Ale ja...
- Nie chciałeś, tak? To chciałeś powiedzieć? Ach, daruj sobie! Niech ktoś pomoże! - wrzasnęła na całe gardło.
- Poczekajcie tutaj! Biegnę po panią Pomfrey. Tylko go nie ruszajcie, bo możecie mu uszkodzić kręgosłup! - powiedziała trenerka pobiegła co sił w nogach do Skrzydła Szpitalnego. Potter spojrzał wściekły na Rona.
- Czemu to zrobiłeś?! - wrzasnął spanikowany.
- Oj Harry. Nie mogłem patrzeć, jak tak ze sobą rozmawiacie. Jak rozmawiasz ze Ślizgonami...
- Dlaczego…? - spytał zdenerwowany
- Po prostu poczułem, że… Tracę przyjaciela.
- Tracisz przyjaciela, tak? I dlatego próbowałeś zabić Draco?! Przecież on Ci nic nie zrobił!
Hermiona patrzyła w osłupieniu na nich. W między czasie podbieli do nich uczniowie z Hufflepufu i Ravenclavu oraz nauczyciele.
- Stary, ja nie chciałem… - powiedział Ron. Przeleciał wzrokiem po wszystkich zgromadzonych. Harry podniósł głowę i spojrzał na niego
- Nie?! To dlaczego on tu teraz leży ledwo żywy?! Po nic mi taki przyjaciel… Nienawidzę cię!!! - wrzasnął i spuścił głowę.
- Wiesz co? Masz racje, nie nadaję się do niczego. I wiesz co?! Nie żałuję, że spadł z tej miotły! - krzyknął najgłośniej jak potrafił i przeciskając się przez zebrany tłum uciekł z boiska.
Później już wszystko działo się szybko.
Przyszła pani Pomfrey wraz z dwoma pomocnicami i zabrały Dracona do skrzydła szpitalnego. Harry od razu pobiegł za nimi.
<4 godziny później>
Minęły 4 godziny odkąd Draco trafił do skrzydła szpitalnego. Nie chcieli wpuścić ani Harry'ego, ani Hermiony, ani Vanessy, ani Blaise'a i Pansy. Wszyscy siedzieli zdenerwowani przed wejściem Parkinson i Zabini zdążyli już dopaść Rona i wydrzeć się na niego w takim stopniu jak było to możliwe. Wreszcie pani Pomfrey wyszła na zewnątrz i cała trójka wstała ze strachem na twarzach.
- Możecie do niego wejść ale jest w śpiączce. - powiedziała. Hermiona podniosła wzrok na kobietę. Nie przepadała za Malfoy'em ale też nie chciała, żeby był w takim stanie. Miała ochotę zabić Rona tu i teraz.
- Proszę pani co z nim? - spytała przerażona Pansy, przeczesując nerwowo włosy.
- Nie ma żadnych większych obrażeń... ale nie ma się z czego cieszyć. Z jego głową jest
w porządku ale dalej nie wiem co jest przyczyną jego stanu
- Jak to nie możecie?! - krzyknął czarny.
Kobieta spojrzała na nich z żalem w oczach.
- Słuchajcie.... nie przewiduję jego poprawy. - powiedziała smutnym głosem
Blaise i Harry wymienili ze sobą spojrzenia
- To znaczy? - spytała Vanesssa i oparła się załamana o Blaise'a
- Eh... ma tylko dwadzieścia procent szansy na wybudzenie się.
- Co?! - krzyknęła jednocześnie cała czwórka.
- Przepraszam was ale na razie nic nie mogę zrobić.
Kiwnęli głowami i weszli do środka. Draco leżał na czwartym łóżku po lewej stronie.
Nie miał na sobie prawego rękawa, na szczęście lewy był w całości na co Potter zwrócił szczególną uwagę.
Na szafce obok leżało pełno fiolek z eliksirami i lekami. Hermiona została na zewnątrz,
a Harry z Vanessą i Pansy usiedli przy łóżku chłopaka.
- Harry, na pewno się wybudzi. - powiedziała ciemnowłosa dziewczyna, patrząc na śpiącego Draco.
- A jeśli nie...? - spytał ją brunet patrząc na zaniepokojoną i milczącą Vanessę.
- Pansy ma rację. Draco jest silny obudzi się na pewno - powiedział ciemnoskóry.
Po tych słowach do pomieszczenia wszedł dyrektor Hogwartu, opiekun Slytherinu -profesor Snape i opiekunka Gryffindoru- profesor McGonnagal.
- Pierwszy mecz Quidditcha i nieoczekiwany wypadek.... Dobrze. Powiecie nam, jak to się stało...?– warknął Snape wskazując na śpiącego chłopaka.
- To był Ron... - powiedział cicho Harry, tak że nikt go nie usłyszał. Wszyscy popatrzyli na Potter’a, a Vanessa zacisnęła wściekła ręce w pięści
- Potter mów głośniej. - powiedziała opiekunka Gryffindoru.
- To był Ron. To jego wina! On go zrzucił z tej cholernej miotły! - krzyknął. Kobieta otwarła szerzej oczy. Nie przypuszczała, że zrobił to jej wychowanek. Profesor Snape nawet nie poprawił go za używanie cenzuralnego języka. Był tak samo w szoku jak dyrektor i nauczycielka transmutacji.
- Jesteś pewien panie Potter? - spytała go, aby się upewnić. Ten nie odpowiedział tylko spuścił głowę. Między czasie Blaise i Pansy wyszli ze skrzydła szpitalnego i udali się do Pokoju Wspólnego. Dyrektor zamienił z Harrym i Vanessą kilka słów i wyszli zostawiając jego
i blondynkę w Skrzydle Szpitalnym
Świetne!
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie tylko dlaczego połączyłaś te dwa rozdziały ze sobą.. moim zdaniem jeden i tak byłby trochę krótki (gdyby było osobno) lecz jestem ... przyzwyczajona, z innych blogów, że każdy jest osobno - oczywiści nie mam nic przeciwko, całe opowiadanie a mniej więcej to co teraz przeczytałam to cudo .. Mroczny Harry <3 Natrafiłam chyba ma 4 może piec blogów o tej tematyce i tylko jeden z nich przetrwał , a teraz doszedł Twój i proszę nie zawieszaj go <3 Masz talent - Pozdrawiam Miku